sobota, 31 maja 2014

Rozdział ósmy Niemiłe spotkanie

                Kiedy się odwróciłam okazało się, że to Matt stoi za mną. Gdy na niego spojrzałam był uśmiechnięty i trzymał cos a plecami, ale nie mogłam dojrzeć co to jest. Po chwili jednak wyciągnął ręce z za pleców. W jego dłoni dostrzegłam bukiet pięknych biało-czerwonych róż. Były piękne, ale nie dorównywały urokowi mojemu ukochanemu.
                Matt tego dnia był ubrany w jeansy białą koszule na długi rękaw i na to miał zarzuconą kremową bluzę.
- Piękne są te kwiaty. – powiedziałam uśmiechając się do niego. – A tak w ogóle to dla kogo?
- Dla mojej kochanej kruszynki. – powiedział z uśmiechem.
- A kto jest tą twoją kruszynką? – zapytałam, żeby się z nim trochę podroczyć.
- Oczywiście że ty. – powiedział dając mi te kwiaty i całując mnie czule.
- Dziękuje kochanie, ale nie musiałeś. – po czym dałam mu buziaka w policzek.
                Wstawiłam kwiaty do wazonu z wodą i kończyłam robić sobie śniadanie, po czym Matt zaczął mi szeptać do ucha:
- Kocham Cię skarbie. Jesteś całym moim światem i bez Ciebie moje wampirze życie już nigdy nie będzie takie same. – mówił to z taką czułością, że zachciało mi się płakać.
                Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Nie było w nich widać nic poza miłością i czułością.
- Też Cię kocham. – powiedziałam przytulając go do siebie.
                Usiadłam na krześle przy stole i zaczęłam jeść śniadanie.
- Na co dziś polowałeś? – spytałam po chwili.
- Na to co Emmet lubi najbardziej.
- Czyli? – byłam tego coraz bardziej ciekawa.
- Czyli na niedźwiedzie grizzly.
- Ale to przecież nie jest sezon polowań.
- W przepisach jest że bronią palną, a o zębach przecież nic tam nie ma.
- No niby tak.
                Po tym jak zjadłam śniadanie poszłam z Mattem na chwilę do mnie do pokoju, żeby zanieść tam kwiaty.
                Kiedy zeszliśmy na dół do salonu, akurat Angela i moi kuzyn wstali.
- Angela pamiętasz, ze dzisiaj jedziemy do Matta? – spytałam po chwili.
- Tak pamiętam. – powiedziała zaspanym głosem.
- Wyspałaś się w ogóle?
- Nie. Bo ktoś przez pół nocy krzyczał.
- Sorry. Ale to nie moja wina, że miałam zły sen.
- Ok. Nic się nie stało.
                Gdy moja siostra jadła śniadanie, moi bracia zeszli na dół . Jaxon i Max jak zwykle musieli się bić o byle co.
- Chłopaki musicie się tak ciągle bić? – zapytałam po chwili jak się na chwilę uspokoili.
- Tak. – powiedział Max.
- Dobra zejdźcie mi z oczu o nie mam czasu na uspokajanie was dzisiaj.
- Czemu? Idziesz na randkę? – dociekał Jaxon.
- Może na randkę a może nie. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Muszę.
- Niby dlaczego?
- No bo tak.
- Dobra ale zejdź mi już teraz z oczu, bo nie mam czasu na twoje dogadywanki.
- Co, bo zamierzasz się „bawić” ze swoim Mattem? – spytał Jaxon z kpiącym uśmiechem. Miałam szczęście, że mój brat mówił to wszystko po polsku i Matt nie był w stanie tego zrozumieć.
- Spadaj! – powiedziałam Jaxonowi nie będąc mu dłużna tez w języku polskim.
                Gdy Jaxon wyszedł z salonu przytuliłam się do Matta i odpłynęłam w marzeniach. Nim się zorientowałam wszystko wokół mnie zaczęło wirować a czas nagle się zatrzymał. Wiedziałam że zatrzymanie się czasu to sprawka mojego ukochanego, ale nie wiedziałam skąd się wzięły te moje zawroty głowy.
- Już czas. – powiedział mi słodko do ucha.
- Czas na co? – byłam trochę zdezorientowana.
- Musimy już iść. – po tych słowach czas wrócił do normy.
- Ok. Angela!? – zawołałam wchodząc do kuchni.
- Tak? – spytała trochę wystraszona.
- Matt mówi, że musimy już jechać.
- Dobra.
                Nim się obejrzałyśmy siedziałyśmy już w samochodzie mojego ukochanego.
                Była to długa droga. Ale przy tej prędkości było to niecałe pięć minut drogi. Nawet nie wiem kiedy skręciliśmy w polną dróżkę.
                Dojechaliśmy do domku, który znajdował się na polanie w centrum lasu, przy którym płynął strumyk.
                Gdy weszliśmy do domu, okazało się, że on w środku jest jeszcze większy niż by się z zewnątrz wydawało.
- Hej. – powiedziała radosna Renessme.
- Hej. – powiedziałyśmy razem z Angelą w tym samym czasie.
- Gotowe na nocne zabawy z wampirami? – zapytała radośnie Alice.
- Matt, czy zapomniałeś mnie o czymś poinformować?
- No może troszkę, ale twoi rodzice wiedzą wszystko wiedzą.
- Wszystko?
- No nie do końca. – niektórych rzeczy nie wiedzą, Bi nie mogą się o nich dowiedzieć.
- Aha. A co z moimi rzeczami?
- Nie martw się wszystko już tu jest.
- Jakim cudem?
- A takim, że Alice wszystko załatwiła.
- Alice a jakim cudem udało ci się przekonać moich rodziców, żeby pozwolili mi zostać na noc u chłopaka?
- Powiedziałam im, że Matta i Adama nie będzie, że będą tylko same dziewczyny, żebyśmy mogły się lepiej poznać, bo oni wyjeżdżają na biwak.
- I tak bez oporu się zgodzili?
- Tak. – powiedziała z uśmiechem, wiedziałam, że była zadowolona z siebie.
- To jakie mamy plany na dzisiaj? – spytała Angela.
-Chciałybyśmy was bliżej poznać, bo poza wami dwoma będziemy tylko Renessme i ja. – powiedziała Alice.
- Dlaczego tylko my w cztery będziemy? A gdzie wtedy będzie reszta?
- Matt ci nie wspominał, że mamy mieć dziś gości?
- Tak wspominał, ale nie wiem, co to ma wspólnego z tym, że będziemy same.
- Chodzi o to, że nie wiadomo jak się potoczą sprawy, ale wytłumaczę wam to później.
                W tym momencie Matt do mnie podszedł od tyłu i mnie czule przytulił. Zaczął mi czuło szeptać do ucha:
- Jesteś moim skarbem wiesz?
- Wiem. – powiedziałam odwracając się do niego przodem.
- Będę się martwił o Ciebie cały czas.
- A tego to akurat nie wiedziałam.
- Kocham cię. – szepnął mi czule do ucha.
- Wiem ja ciebie też. – powiedziałam wspinając się na palce, żeby móc go pocałować.
                Zanim zdążyłam się wspiąć na palce Matt już mnie czule całował. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie i widocznie Matt myślał o tym samym, bo kiedy otworzyłam na chwilę oczy okazało się, że cały dom zastygł w bezruchu.
                Po chwili kiedy czas wrócił już do normy Adam zaczął wyrzucać Mattowi swoje żale na temat tego, że bawi się czasem. Na co Matt mu odpowiedział:
- Masz po prostu żal o to, że ja mam jakieś dodatkowe zdolności a ty nie. – mówił zaczepnie mój ukochany.
- Może i tak, ale to i tak jest nie fair, bo ty możesz robić co chcesz w czasie który zatrzymasz, a nikt inny wtedy się nawet nie może poruszyć, bo wszystko jest pod twoją kontrolą.
- Oj tam. Może kiedyś odnajdziesz swoje zdolności.
- Chłopkami musimy już iść. – powiedział osiłek, którego poznałam dzień wcześniej i już wiedziałam, że ma na imię Emmet.
                Kiedy to powiedział Matt mnie mocno przytulił do siebie, że aż mi zaparło dech w piersiach. Myślałam, że mnie udusi, ale po chwili czułam, że zwalnia uścisk i całuje mnie w usta. Odwzajemniłam ten pocałunek i szeptam mu do ucha:
- Uważaj na siebie, bo się martwię o ciebie i pamiętaj, że cię kocham i będę na ciebie czekać.
                Nim się obejrzałam Nikogo już nie było w domu poza Angelą, Alice, Renessme i mną.
                Oczy Alice nagle zaszły mgła. Nie wiedziałam co się dzieje. Przeraziłam się. Renessme widziała mój lęk.
- Nie bój się. – powiedziała z uśmiechem. – Ona tak ma jak widzi przyszłość.
- Czyli teraz widzi coś co się wydarzy? – spytałam z niedowierzaniem.
- Tak. Wiem, że Matt ci powiedział o niektórych naszych darach, prawda?
- Tak. Ale wiem też, że nie do końca jesteś wampirem.
- Masz rację. Ale też mam dar. Jak to mówi mój ojciec, jest to tak jakby jego moc odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni.
- Jak to możliwe?
- Matt ci mówił, że mój ojciec może czytać w ludzkich myślach?
- Tak. A twoja matka jest tarczą i urodziłaś się kiedy ona jeszcze była człowiekiem.
- Masz rację. Ale wracając do umiejętności mojego ojca, on może czytać w ludzkich myślach. Natomiast ja mogę pokazywać wszystkim swoje wspomnienia poprzez dotyk.
- Jak to możliwe? – spytałam z niedowierzaniem.
- Pokarzę ci.
                Renessme dotknęła mojego policzka. Czułam jej dotyk. Był trochę cieplejszy od zwykłego człowieka. Wtedy też usłyszałam pierwszy raz usłyszałam jak bije jej serce. Było to trochę jakby stado kolibrów latało jej w klatce piersiowej.
                Nagle w mojej głowie pokazał się obraz, który Renessme starała mi się pokazać.
                Widziałam jak chodzi z Jackobem po plaży. Czułam to samo, co ona wtedy kiedy była przy nim. Nagle zobaczyłam obraz mojego pierwszego dnia w szkole. Znów widziałam wzrok Matta, kiedy patrzył na mnie wtedy w stołówce. Nie mogłam uwierzyć, że mogę to wszystko przeżyć znów. Kiedy nagle obrazy w mojej głowie zniknęły, rzeczywistość zaczęła wracać do normy.
                Znów siedziałam w salonie w domu Cullenów. Obok mnie siedziała Renessme. Z drugiej strony siedziała moja siostra. A przy oknie stała Alice. Jej wzrok już nie był taki zamglony. Wszystko wróciło do normy, Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Renessme jak to możliwe?
- Nie wiem tak już mam.
- A jak długo już możesz to wszystko pokazywać?
- Odkąd się urodziłam. Od zawsze byłam wyjątkowa.
- Tak nasza Nessi zawsze była wyjątkowa. – powiedziała Alice.
- Nessi? – spytałam nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.
- Tak wszyscy na mnie mówią, chociaż moja matka miała z tym na samym początku problemy, żeby to zaakceptować, bo nie chciała, żeby mnie porównywano z potworem z Loch Ness.
                Nagle coś się zmieniło. Atmosfera zrobiła się bardziej napięta niż wcześniej. Nie wiedziałam co się dzieje.
- Nessi jedzie Charlie.
- Teraz? – spytała z niedowierzaniem.
- Tak. A przecież Bella mu mówiła, żeby lepiej dziś nie przyjeżdżał, bo to niebezpieczne.
- Wiem. Zaraz pójdę i sprawdzę, co go tu sprowadza.
- Ty może zostań z naszymi gośćmi a ja z nim porozmawiam.
- Dobra.
                Zanim Alice wyszła samochód był już pod domem.
                Po chwili usłyszałam krzyk Alice:
- Chować się!
                Nie rozumiałam o co chodzi. Ale wiedziałam, że to dla naszego dobra. Po chwili ktoś wszedł do domu ale to nie była sama Alice.
                Nie był z nią ktoś jeszcze, ale nie wiedziałam kto. Miałam wrażenie, że to nie był nikt miły.
                Miałam rację. Okazało się, że to był wampir, ale jeden z tych którzy pożywiali się ludzką krwią. Po chwili usłyszałam głos Alice.
- Wiejcie! – nie brzmiało to jak prośba, raczej to był rozkaz, któremu nie wolno było się sprzeciwić.
                Renessme otworzyła nam szklane drzwi prowadzące prosto do lasu.
                Niezastanawiając się razem z Angelą ruszyłyśmy w stronę lasu.
                Słyszałam, że coś za nami biegnie, ale to nie był wampir. Przynajmniej nie jeden. Odwróciłam głowę z ciekawości. Miałam rację to nie był jeden wampir. Były to dwa wampiry. Była to dziewczyna i chłopak. Wyglądali na rodzeństwo, ale nie miałam pewności co do tego.
                Nagle usłyszałam coś jeszcze. Coś biegło tuż za nami. Kiedy spojrzałam co to. Zobaczyłam tam piaskowego wilka i rdzawo-brązowego kota. Oba zwierzęta były większe niż człowiek. W oczach kota widziałam coś znajomego. Tak jakby oczy mojej najlepszej przyjaciółki były w ciele tego kota.
                Nie wiem może zwariowałam. Może Matt miał w nocy rację i Stella zmieniła się w kota.
                Nagle coś mnie złapało. Okazało się, ze to był jeden z tych dwóch wampirów. Była to blond włosa dziewczyna. Nie wyglądała na dużo starszą ode mnie. Nie umiałam się wydostać z jej uścisku. Widziałam wszystko, jakby było zamazane. Nagle traciłam oddech. Chciałam się uwolnić od tego uczucia. Bałam się panicznie, że to jest już mój koniec. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam oddychać. Chciałam choć jeszcze przez chwilę zobaczyć Matta, żeby był przy mnie w moich ostatnich chwilach. Ale to było niemożliwe. On był na spotkaniu z gośćmi z Włoch.
                A może jeszcze nie wszystko stracone?  Może jeszcze kiedyś ujrzę mojego ukochanego? Może on mnie uratuje?
                Było bardzo dużo tych „może”, ale żadnej konkretnej odpowiedzi. Chciałam, żeby to całe moje cierpienie się już skończyło.
                Dlaczego ona nie mogła mnie od razu zabić? Chciałam, żeby w końcu albo mnie zabiła, albo żeby ktoś przyszedł mi z pomocą.
                Nagle usłyszałam jakiś przerażający dźwięk. Jakby ktoś uderzał metal o stal.
                W tym czasie straciłam przytomność.
                Docierały do mnie tylko niektóre dźwięki.
Odpłynęłam w ciemność.
                Wszędzie pustka. Nic dookoła.
                Wszędzie ciemność.
                Chciałam, znów poczuć cokolwiek.
                Nic się nie działo wokół.
                Przynajmniej do mnie nic nie docierało, bo wszystko wokół mnie nagle straciło sens.
                Nic nie było przy mnie. Nic żadnej żywej duszy. Bałam się, czy nic się nie stało Angeli, czy z kotem i wilkiem wszystko w porządku.
                Nagle zauważyłam nikłe światło i w oddali usłyszałam głos. Był to głos za którym tak bardzo tęskniłam. Rozpoznałabym go wszędzie. Nawet na końcu świata. Wiedziałam, ze to Matt. Chciałam otworzyć oczy, ale coś mnie powstrzymywało. Nie wiedziałam co to jest.
                Dopiero po chwili się dowiedziałam, co to było. Był to okropny ból głowy, ale nie wiedziałam skąd się wziął.
                Kiedy w końcu udało mi się otworzyć oczy leżałam w jakimś łóżku. Jednak nie poznawałam tego pomieszczenia. Matt siedział tuż przy mnie i ocierał moje czoło chłodnym ręcznikiem.
- Co się stało? – spytałam słabym głosem, który był ledwo słyszalny.
- Jane znalazła wasz trop i chciała na was zapolować, ale Seth i Stella nie dali jej na to szans.
- Jak to Stella i Seth?
- Widziałaś tego wilka i kota, prawda?
- Tak.
- Miałem rację Stella zmieniła się wczoraj wieczorem w kotołaka.
- Kotołak? Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Wiem kim są wilkołaki, ale kotołaki?
- To coś takiego jak wilkołak tylko, ze zmienia się w kota.
- Jesteś pewien, ze to była Stella?
- Tak. Mam coś dla ciebie od niej. – podał mi jakąś kartkę. Zaczęłam nią czytać. Było tam napisane:
„Byłam człowiekiem,
A jestem kotołakiem.
Wiem więcej niż ludzie.
Żyję w świecie legend.
Nikt nie może wiedzieć,
Kim naprawdę jestem.
Mogę przybrać ludzką postać
Lub zwierzęciem zostać.
Być z naturą zawsze w zgodzie,
Taki zwyczajny żyć w miodzie.
Mam chłopaka wilkołaka,
Zapoluję z nim na jaka.
Wampir moim przyjacielem.
Tego zawsze mam za wiele.”
               Te słowa… Były znajome… Tak jakbym kiedyś gdzieś je już widziała. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to był jeden z moich wierszy, które pisałam jeszcze w Polsce, ale nie wiedziałam skąd się wziął u Stelli.
- Tylko to musi zostać między naszą czwórką. – powiedział Matt.
- Czwórką? – spytałam dalej słabym głosem.
- Tak bo wiesz o tym ty Seth Stella i ja.
- Aha. A tak w ogóle to gdzie ja jestem?
- Jesteś w moim pokoju.
- A co z Angelą?
- Ma się dobrze.
- Nic się jej nie stało?
- Nie ona jest cała i zdrowa.
- A czemu mnie wszystko boli?
- Głowa pewnie od uderzenia a reszta przez to, że Jane ciebie trzymała i chciała ciebie zabić.
- Ale dlaczego?
- Bo jesteś człowiekiem i za dużo wiesz. Dlatego chciała cię zabić.
- A jest jakiś inny sposób na to, żebym mogła o tym wiedzieć a nie zmarła?
- Tak musiałabyś zostać jedną z nas.
- To dlaczego tego nie zrobicie?
- Bo nie chcę ci zabierać twojego ludzkiego życia.
               Byłam tak bardzo zmęczona, że zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz