sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwudziesty piąty To było straszniejsze, niż wszystko inne, co do tej pory

            W drodze powrotnej do domu Cullenów razem z Mattem postanowiliśmy zapolować. Dobiegliśmy na polanę, gdzie pierwszy raz piłam zwierzęcą krew i cała ta dziwna historia z czarodziejem się zaczęła.
            Zamknęłam oczy i wyostrzyłam wszystkie swoje zmysły. Nagle uderzył mnie silny zapach krwi.
            Moja ofiara była niedaleko, a jej serce biło bardzo szybko z wysiłku. Puściłam się za nią biegiem. Mój chłopak próbował mnie powstrzymać, lecz tym razem mu się to nie udało, ponieważ ja nadal byłam od niego silniejsza.
            Był tam, leżał na śniegu odpoczywając po długim biegu. Nie spodziewał się zagrożenia. Stanęłam za drzewami, aby nie mógł mnie zauważyć i go obserwowałam.
            W pewnym momencie wyskoczyłam z ukrycia i zaatakowałam. Dopadłam ofiarę tak jak lew antylopę.
            Chwilę później ciepła, gęsta ciecz spływała do mojego żołądka i zaspokoiła całe moje pragnienie.
            Było to dziwne uczucie, ponieważ krew zwierząt nigdy w pełni mnie nie nasycała.
            Dopiero później spojrzałam na ciało zabitej przeze mnie istoty. Przeraził mnie widok, który zobaczyłam.
            Na ziemi leżał człowiek, z którego uleciało życie przez mój brak samokontroli. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam.
            Byłam potworem. Chciałam stamtąd uciec. Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego poskładać w całość. Zaślepiło mnie pragnienie, przez co nie umiałam odróżnić człowieka od zwierzęcia.
            Usiadłam po drzewem na końcu polany i z przerażenia cała się trzęsłam. Wtedy podszedł do mnie mój chłopak i klęknął przede mną.
            Po tym wszystkim nie umiałam mu spojrzeć w oczy. Wiedziałam, że go zawiodłam. Matt przecież od samego początku nie chciał, abym stała się taka jak on. A teraz po tym wszystkim na pewno się ode mnie odwróci.
            On jednak ujął mnie za podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę tak, abym mu spojrzała w oczy.
            Mój ukochany spojrzał na mnie swoimi pięknymi dużymi oczami w kolorze płynnego miodu. Jednak jego wzrok nie był surowy tylko delikatny.
            − Trish, kotku nie martw się tyle. Mi też i wielu innym wampirom z mojej rodziny się to przydarzyło na samym początku po przemianie. – Powiedział mój chłopak czułym tonem.
            Podniósł mnie z ziemi i wziął mnie na ręce, po czym skierował się ze mną w stronę domu.
            Biegł z wampirzą prędkością, przez co po niecałych dwóch minutach byliśmy na miejscu.
            Od drzwi zagadnęła nas Alice, która namawia nas, aby mogła urządzić nasz dom, ale aktualnie nie miałam głowy do myślenia o tym.
            Nie chciałam z nikim rozmawiać, więc poszłam do pokoju Matta i usiadłam na kanapie.
            Większość moich przyjaciół była już w szkole, łącznie ze Stellą, która po ciężkich przeżyciach minionej nocy szybko wróciła do formy.
            Miałam, więc kilka godzin, aby na spokojnie wszystko sobie przemyśleć, ponieważ Edwarda nie było w pobliżu, bo uczył się znów w szkole razem z innymi naszymi przyjaciółmi.
            Wtedy do mnie przyszedł mój chłopak razem z Jasperem i Alice. Od razu poczułam, że moje myśli się uspokajają. Znów byłam sobą.
            Moja przyjaciółka i mój ukochany usiedli po obu moich stronach, natomiast chłopak Alice stał oparty o ścianę naprzeciwko mnie i kontrolował moje emocje.
            − Wiem, że cierpisz z tego powodu, co się przez ostatnie dni i godziny działo w twoim życiu, ale nie możesz się obwiniać o wszystko. Tak samo nie powinnaś się obwiniać o to, że nie pohamowałaś swojego pragnienia. Uwierz mi nawet dorosłe wampiry mają z tym problem, a ja jestem tego dobrym przykładem. W końcu uda ci się opanować tę sztukę, jednak to musi trochę potrwać. – To była najdłuższa wypowiedź, jaką usłyszałam z ust Jaspera.
            Poczułam, jak mój przyjaciel przestaje kierować moimi uczuciami, jednak już przestałam się wszystkim zamartwiać, dzięki jego wypowiedzi.
            Niestety Alice nadal nas męczyła pytaniem, czy będzie mogła urządzić nasz dom. Nie chciałam jej teraz odpowiadać, bo sama jeszcze nie wiedziałam.
            Chodziła za nami, aż do wieczoru i zadawało w koło jedno pytanie. Była bardziej nieznośna, niż dziecko, które wojuje rodzicom w sklepie o zabawkę.
            To było straszniejsze niż to, co się stało w ciągu kilku ostatnich dni. Moja przemiana, wojna z Volturii, chory psychicznie czarownik i śmierć niewinnego człowieka mogły się schować przy tym jak Alice potrafiła być natrętna ze swoim ciągłym pytaniem o to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz