czwartek, 22 maja 2014

Rozdział czwarty - Wypadek może zmienić wszystko

Zasnęłam dopiero po 23:00. Zanim zasnęłam długo myślałam o tym, co się działo przez cały miniony dzień. Najpierw myślałam o zdanym egzaminie. Nagle moje powędrowały w stronę Matta. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle był wtedy w szkole. Bo przecież w tym czasie powinien być jeszcze w szkole. Ale przecież Stella nie poszła do szkoły tylko i wyłącznie z powodu tego, że miałam ten egzamin. Może Matt zrobił to samo co mija przyjaciółka? Ale dlaczego?
„Przestań tyle o nim myśleć” – upomniałam się w myślach.
Ale wciąż mi nie dawało spokoju jedno pytanie, które powracało do mnie cały czas. Dlaczego on nie był w szkole, tylko przyjechał do mnie i o co chodziło z tym, że na zajęciach w domu kultury tak mnie łapał za rękę?
Doszłam do wniosku, że lepiej nie myśleć tyle o tym i skupić swoją uwagę na czymś innym. Więc wyciągnęłam z szuflady swoje mp3. Włożyłam słuchawki i włączyłam odtwarzacz. Akurat leciała moja ulubiona piosenka: „That should be me” od Justin’a Bieber’a. Słuchając tej piosenki znów się rozmarzyłam i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Gdy zerknęłam na wyświetlacz okazało się, że to dzwoni Stella.
- Hej. – powiedziałam zaspanym głosem.
- Hej. Obudziłam cię? – spytała.
- A nie słychać?
- No właśnie słychać i to bardzo wyraźnie. Ale to i tak już pora żebyś wstawała, bo potem się spóźnimy do szkoły.
- Daj mi jeszcze pięć minut. Miałam ciężką noc i chyba do 23:00 nie mogłam zasnąć.
- Nic mnie to nie interesuje. Wyśpisz się po szkole, a teraz marsz pod prysznic, żebyś mi się obudziła, a ja za pięć minut jestem u Ciebie.
- Ok. To mi wybierzesz jakieś ciuchy do szkoły, ok?
- Dobra. Ale ty już wychodź z łóżka i nie waż mi się zasypiać!
- Dobrze postaram się.
- Nie postaram się tylko wychodź już z łóżka! – wiedziałam, że nie warto jej się sprzeciwiać, więc posłusznie usiadłam na łóżku.
- Ok. Już nie leżę, tylko siedzę. Może być?
- Tak, a teraz marsz w stronę łazienki.
- Tak jest pani kapitan. – powiedziałam z ironia w głosie.
- Dobra ty idź do łazienki a ja za pięć minut jestem u ciebie.
- Dobrze.
               Po tych słowach Stella się rozłączyła. Ja poszłam do łazienki i wzięłam chłodny prysznic, aby się do porządku obudzić. Gdy wychodziłam z pod prysznica usłyszałam dzwonek od drzwi. Nie miałam wątpliwości, że to była Stella. Owinęłam się swoim szlafrokiem i zbiegłam na dół.
- Ty jeszcze nie ubrana? – spytała Stella.
- Hmm… dopiero wyszłam z pod prysznica a jak wychodziłam to ty akurat zadzwoniłaś do drzwi.
- A więc to moja wina? – spytała Stella z udawanym oburzeniem.
- Nic takiego nie powiedziałam.
- Ale miałaś to na myśli.
- Nieprawda! – zaczęłam się bronić.
- Dobra koniec tego tematu bo mi się zaraz przeziębisz i co wtedy?
- I wtedy będzie fajnie, bo nie będę musiała chodzić do szkoły.
- A co wtedy z Mattem?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie wmówisz mi się w nim nie zakochałaś. Przecież widzę jak na niego patrzysz i jak wtedy ci się oczy świecą.
- Nieprawda. Nie świecą mi się wtedy oczy.
- Czemu sobie wmawiasz, że jest inaczej?
- Bo tak jest!?
- Wmawiaj sobie dalej.
- Dobra chodź na górę, bo muszę się przebrać.
- Ok.
               Siedziałam przed szafą jakieś pięć minut. W końcu wybrałam czarną bluzkę na krótki rękaw, czarną sukienkę w groszki, żółty sweterek i czarne buty na obcasie.
- Może być? – spytałam się Stelli.
- No. A dla kogo się tak stroisz?
- Eee… dla nikogo?
- Yhymm…  tak to sobie tłumacz.
- Mówię serio.
- A Matt, to niby co?
- Możesz skończyć?
- Nie dopóki się nie przyznasz, że coś do niego czujesz.
- Nic do niego nie czuję, miedzy nami jest tylko szkoła i taniec. Nic więcej.
- Tak jasne.
- Możesz skończyć?
- Nie bo wiem że jest inaczej.
- Oj tam oj tam. Ja wiem, że nic do niego nie czuję.
- Każdy ma swoje zdanie, ale ja po tobie wiem, że jest inaczej.
- To co idziemy już?
- Tak. Możemy iść.
               Zeszłyśmy na dół. Mój tata jak usłyszał, że schodzimy od razu wyszedł nam naprzeciw.
- Dokąd się wybieracie? – spytał mój tata.
- Do szkoły?
- Ale tak na pieszo?
- Tak, a czemu niby miałoby być inaczej?
- Hmm… może dlatego, że wczoraj zdałaś prawo jazdy?
- A czym niby bym miała jechać?
- Może samochodem?
- A jakim? Skoro ja nie mam auta, a ty też jeździsz samochodem do pracy.
- to wyjrzyj przez okno.
               Przed domem stały dwa samochody. Jeden należał do mojego taty i był nasz van siedmioosobowy, ale nie wiedziałam czyj jest ten drugi samochód. Był to samochód marki Renault Clio, był to samochód koloru czerwonego, co od razu przypadło mi do gustu.
- Czyje jest te drugie auto? – spytałam się taty.
- Twoje. – odpowiedział bez chwili namysłu.
- Serio, czy żartujesz sobie ze mnie?
- Serio.
               Wypowiadając te słowa rzucił kluczyki w moja stronę.
- Dzięki. – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A podoba ci się ten samochód?- spytał tata.
- No pewnie. Jest w takim kolorze, który mi się podoba.
- I przynajmniej możesz mieć pewność, że ja ci go nie dotknę dopóki nie będzie go trzeba naprawić.
- Dlaczego?
- Hmm… może dlatego, że jest w takim damskim kolorze.
- Oj tam. Ale mi się podoba i to bardzo.
               Podbiegłam do taty i go przytuliłam.
- Naprawdę dziękuje za ten samochód. Jest naprawdę fajny.
- Nie ma za co. Przynajmniej teraz sobie dłużej pośpisz przed szkołą.
- No i to mi się podoba.
- Wiem.
               Pożegnałam się z rodzicami i z dziewczynami wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do szkoły.
               Pod szkołą było pełno samochodów, że nie było jak zaparkować. Znalazłam jedno wolne miejsce na parkingu. Kiedy podjeżdżałam na wybrane przeze mnie miejsce zobaczyłam, że niedaleko stoi Matt. Moje serce wtedy zaczęło szaleć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jednak udało mi się bez przeszkód zaparkować pojazd. Lecz miałam problem z wyjściem z niego.
- A ty nie wychodzisz? – spytała się Stella.
- Zaraz wyjdę. Muszę jeszcze cos sprawdzić.
- Ok. To widzimy się na długiej przerwie?
- Tak. – odparłam bez przekonania.
- Coś się dzieje?
- Nie po prostu nie najlepiej się czuję.
- Może wezwać pomoc?
- Nie dzięki. Zaraz samo przejdzie.
- Dobra to do zobaczenia na lunchu.
- No papa.
               Nawet się nie obejrzałam a zostałam sama w samochodzie. Miałam chwilę na to, żeby uspokoić swoje serce, bo nadal biło nienaturalnym rytmem. Nagle ktoś zapukał mi w szybę auta. Był to Matt. Otworzyłam szybę.
- Hej. – powiedział Matt z carującym uśmiechem. Moje serce znów zaczęło jeszcze bardziej szaleć.
- Hej. – ledwo wydusiłam te słowa z siebie.
- Wszystko w porządku?
- Tak tylko trochę mi słabo.
- Wezwać ci jakąś pomoc?
- Nie zaraz samo przejdzie.
- Skąd ta pewność?
- Bo wiem.
- Niby skąd?
- Bo już nie pierwszy raz coś takiego się dzieje.
- Może powinnaś iść z tym do lekarza?
- Byłam jeszcze w Polsce, i mam całą masę lekarzy do obejścia.
- Aha. Ale może teraz też powinnaś pojechać do lekarza?
- Nie po prostu trochę za bardzo się zestresowałam, że nie dam rady tu zaparkować i dlatego się teraz źle czuje.
- Aha. To czemu się tak stresujesz? Przecież tym autem się wszędzie wciśniesz.
- Może i tak, ale to była pierwsza samotna podróż autem bez taty lub instruktora i teraz emocje ze mnie opadają.
- Aha. A może pomóc ci wysiąść z tego auta?
- Nie musze po prostu chwile pobyć sama i to zawsze mi pomaga.
- Ok. To co widzimy się na biologii?
- Tak. To do zobaczenia.
- Pa. Mam nadzieję, że dożyjesz do tej biologii.
- Na pewno.
               Nim się obejrzałam Matta już nie było przy moim samochodzie. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wyszłam z samochodu i poszłam w stronę budynku w którym akurat miałam mieć angielski. Jak się zbliżałam do sali usłyszałam, że ktoś mnie woła. Kiedy się odwróciłam Austina.
- Hej. -  powiedziałam uśmiechnięta.
- Hej. – odpowiedział Austin.
- Coś się stało? Bo wcześniej bez powodu mnie nie wołałeś.
- Chciałem wiedzieć jak ci wczoraj poszedł egzamin.
- A nie widać, że przyjechałam dziś autem?
- No widać. Ale i tak chciałem się zapytać, czy masz już kogoś z kim idziesz na bal?
- Jaki bal?
- Jesienny bal organizowany w naszej szkole.
- Szczerze to nie i nie bardzo mnie to interesuje, a poza tym nie wiem, czy będę miała na to czas.
- Dlaczego?
- Bo mam już zaplanowany czas.
- A wiesz kiedy w ogóle ma być ten bal?
- Nie.
- to skąd wiesz, ze masz już coś zaplanowane?
- Dobra to oświecisz mnie kiedy ma być ten bal?
- Za dwa tygodnie w sobotę.
- To wtedy nie mogę bo jadę do lekarza wtedy.
- Oj. Szkoda. A można wiedzieć po co jedziesz wtedy do lekarza?
- Mam pewne problemy zdrowotne i musze być stałą opieką kilku lekarzy.
- Aha. Czyli z balu nic nie wyjdzie?
- No niestety. Ale życzę ci udanej zabawy.
- Dzięki a ja tobie życzę wytrwałości z tymi lekarzami.
- Dzięki.
               Kiedy tak rozmawialiśmy nagle zadzwonił dzwonek na lekcje.
- Chyba powinniśmy już iść do sali, bo już był dzwonek.
- No. A siedzimy jak zwykle razem na angielskim?
- Czemu nie. – odparłam.
               Zaraz po naszym wyjściu do sali weszła nauczycielka. Mieliśmy szczęście, że udało nam się zdążyć przed nią, bo nie wiem jak by się to skończyło, ponieważ było widać, że nie jest w najlepszym humorze.
- Kto z was czytał już „Romea i Julię”? – spytała nauczycielka.
               Tylko ja się zgłosiłam, ponieważ tą sztukę omawialiśmy już w gimnazjum jak byłam jeszcze w Polsce.
- Tylko jedna osoba? Mało jak na wasze zdolności. A możesz nam powiedzieć dlaczego ty to czytałaś a reszta grupy nie?
- Czytałam to jeszcze będąc w Polsce parę lat temu jako lekturę. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- A chciałabyś wystąpić w tej sztuce w grudniu przed świętami?
- Mogłabym spróbować, chociaż z teatrem nie wiele miałam wspólnego.
- Nic nie szkodzi. Wystarczy, że opanujesz tekst. A co do reszty dogadamy się na próbach. Ktoś jeszcze chciałby wystąpić w tej sztuce?
                Nikt się nie zgłosił. Po lekcji skierowałam się do wyjścia, lecz zatrzymał mnie Austin.
- Serio masz zamiar zagrać w tej sztuce?
- A czemu niby nie? Zawsze mi się podobała, więc będę miała okazję się przynajmniej teraz wykazać.
- A nie boisz się, że się skompromitujesz i staniesz się pośmiewiskiem szkolnym?
- Szczerze? Już mnie nie rusza i tak zawsze w każdej szkole prędzej, czy później się to tak kończyło.
- Współczuje ci. Ja bym tego nie wytrzymał.
- Da się do tego przyzwyczaić.
- Wątpię. Jak można się przyzwyczaić do czegoś takiego?
- Normalnie. Za którymś razem z kolei przestaje się na to zwracać uwagę.
               Poszliśmy w stronę budynku w którym miałam mieć następną lekcję.
               Gdy zaczęła się lekcja nie mogłam przestać odliczać czasu do lekcji biologii. Kiedy skończyła się lekcja byłam w siódmym niebie, że jest już przerwa i chciałam się jak najszybciej znaleźć w sali od biologii.
               Kiedy doszłam do klasy Matt czekał na mnie przed drzwiami. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się do mnie szeroko. Odpowiedziałam mu tym samym.
- Jak się czujesz? – spytał.
- Trochę lepiej, ale moje serce tego może nie wytrzymać.
- Tego, czyli czego?
- Po prostu tych nagłych skoków ciśnienia i przyśpieszającego rytmu serca.
- To cos poważnego?
- Nie bardzo.
               Kiedy weszliśmy do sali, zajęliśmy nasze stałe miejsca. W tym momencie zrobiło mi się nagle gorąco i za chwilę strasznie zimno i znów strasznie gorąco. Mój oddech stawał się coraz cięższy, bo coraz gorzej mi się oddychało.
- Wszystko w porządku? – spytał przestraszony Matt.
               W tym momencie wszedł do sali nauczyciel, bo nawet nie wiem, kiedy zadzwonił dzwonek.
- Proszę zajmijcie miejsca. – powiedział nauczyciel, lecz jego głos stawał się coraz bardziej odległy.
- Trish wszystko w porządku? – słyszałam zaniepokojony głos Matta, ale nie umiałam mu odpowiedzieć, bo moje serce tak przyspieszyło, że każdy ruch klaką piersiową sprawiał mi ból.
               Nagle wszystko wokół mnie wszystko zawirowało. I wszystko stało się czarne. Nie wiem, co się ze mną działo potem, ale ocknęłam się w samochodzie.
- Co się stało? – powiedziałam z wysiłkiem.
- Straciłaś przytomność i nauczyciel kazał mi Ciebie zawieźć do lekarza.
- A Stella i Angela o tym wiedzą?
- Jeszcze nie, ale dowiedzą się od Setha, bo mu pisałem.
- Dobra a moi rodzice? – starałam się to ukryć, ale każdy ruch, każde słowo sprawiało mi ból.
- Wiedzą o tym, bo nauczyciel dzwonił od razu do nich i przyjadą do szpitala.
- A moje auto?
- Potem ci je odwieziemy. Ale lepiej nic nie mów, bo widzę, że sprawia ci to ból.
- Jak? – powiedziałam to już niemal szeptem.
- Po twoich minach.
               Kiedy to powiedział znów poczułam ostry ból w klatce piersiowej. Na szczęście dojechaliśmy akurat do szpitala. Przed drzwiami czekał na nas lekarz.
               Był to wysoki mężczyzna o blond włosach, jasnej karnacji tak jak Matt i identycznym odcieniu oczu jak mój przyjaciel.
- Hej Matt. Co się stało? – spytał mężczyzna.
- Hej. Zasłabła na biologii a od rana już narzekała, że się źle czuje. Mówię ci to nie najlepiej wygląda.
- Zanieś nią do gabinetu. Zaraz zobaczymy co się dzieje.
- Carlisle myślisz, że wyjdzie z tego wszystkiego?
- Mam taką nadzieję.
               Później już żadne słowa do mnie nie docierały, bo znów straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam leżałam już w łóżku szpitalnym podłączona do jakiegoś urządzenia i kroplówki. Na swojej dłoni czułam chłód. Kiedy spojrzałam w stronę ręki zobaczyłam, że to Matt siedzi przy mnie i trzyma moją rękę.
- Jak się czujesz? – spytał spokojnym głosem
- Lepiej. A wiadomo już co się stało?
- Dostałaś jakiegoś ataku paniki, czy coś w tym stylu.
- Aha. Jak zwykle.
- Czyli to już nie pierwszy raz się coś takiego stało?
- Nie. Było tak już parę razy, ale nigdy aż tak poważnie jak dzisiaj.
- Przykro mi.
- Dlaczego?
- Bo musisz tyle wycierpieć. Chciałbym ci jakoś pomóc w tym, ale nie wiem jak.
- Nie musisz. Sama dojdę do siebie z czasem. A tak w ogóle wiadomo już kiedy wyjdę z tego szpitala?
- Nie wiem, ale zaraz się zapytam lekarza.
               Wyszedł z pokoju i po chwili wrócił już z uśmiechem na twarzy.
- Carlisle mówi, że możliwe że jeszcze dzisiaj wyjdziesz.
- Ty mówisz do wszystkich starszych po imieniu? – spytałam zdziwiona.
- Nie do wszystkich ale do tych których znam już dłuższy czas i są dla mnie jak rodzina, a Carlisle jest dla mnie jak ojciec.
- To czemu nie mówisz do niego tato tylko po imieniu.
- A wygląda tak jakby mógł być moim tatą? Moim zdaniem nikt by w to nie uwierzył.
- Ale to w jaki sposób on jest dla Ciebie jak ojciec?
- Po prostu adoptował mnie, tak samo jak większość mojego „rodzeństwa”.
- Aha. To co stało się z twoimi rodzicami?
- Nie chcę teraz o tym mówić. Przepraszam, ale nie jestem w stanie.
               Kiedy tak rozmawialiśmy nie zauważyłam, kiedy moi rodzice weszli do pokoju.
- To może ja już was zostawię samych. – powiedział Matt wstając z krzesła.
- To co widzimy się jutro? – spytałam czysto retorycznie.
- Jeśli dziś wyjdziesz ze szpitala to na pewno się spotkamy w szkole.
- A skąd o tym będziesz o tym wiedział?
- Hmm… może dlatego że mieszkam z tym lekarzem, który Ciebie przyjmował?
- A no też fakt.
- Ale nawet jeśli dziś nie wyjdziesz to jutro ciebie odwiedzę.
- A mam jeszcze jedno pytanie. Długo byłam nieprzytomna ten drugi raz?
- Nie jakieś pięć minut tylko.
- Dzięki za informacje.
- Trzymaj się.
               Kiedy się odwróciłam, żeby spojrzeć w jego stronę on był już przy drzwiach.
- Co się stało? – spytał mój tata.
- Nie wiem. Najpierw na parkingu moje serce zaczęło wariować, a na biologii potem zemdlałam. A jak cię już ocknęłam byłam w drodze do szpitala.
- A kim jest ten chłopak, który był tu przy tobie?
- To był Matt. Chłopak który mnie przywiózł tu do szpitala.
- Lubisz go? – dążył tata.
- Lubić go lubię, ale czy coś więcej to nie wiem.
               W tym momencie wszedł doktor Carlisle.
- Dzień dobry. – przywitali go moi rodzice.
- Dzień dobry. Nazywam się Carlisle Cullen i jestem lekarzem prowadzącym państwa córkę.
- A wiadomo już kiedy nasza córka wyjdzie stąd?
- Właśnie przyszedłem w tej sprawie. Trish jak się czujesz?
- Już dobrze. A wiadomo co się stało?
- A Matt ci nie powiedział?
- Powiedział tylko, że musiałam dostać jakiegoś ataku paniki, czy coś takiego.
- Więc dobrze ci powiedział, bo tak według wszystkich badań wychodzi.
- A kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
- Sądzę, że dzisiaj ale najpierw sprawdzę wyniki.
               Doktor podszedł do mojego łóżka, wziął moja kartę pacjenta i przez chwilę nią analizował.
- Wszystko wskazuje na to, że dzisiaj się pożegnamy, ale pamiętaj, że to nie koniec twoich badań.
- Tak wiem.
               Pożegnaliśmy się z doktorem Cullenem i wróciliśmy do domu.
               Gdy weszliśmy do domu moi znajomi  tam była razem z moim rodzeństwem. Byli tam między innymi: Stella, Seth, Adam – brat Matta – który nie wiadomo dlaczego ciągle przytulał moją siostrę – Angelę – oraz oczywiście był tam Matt i dwójka naszych przyjaciół ze stołówki z paczki Matta – Jackob i Renessme.
               Po tym jak zobaczyłam Matta nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W tym samym momencie on podszedł do mnie.
- Jak się czujesz?- spytał Matt.
- Dobrze. Już jest wszystko ok. Nie wiem jakbym sobie poradziła bez Ciebie. Dziękuję. Nie wiem jak ci się za to wszystko odwdzięczę.
- Coś kiedyś wymyślimy.
- Łatwo ci mówić „kiedyś”.
- Czemu tak sądzisz?
- Bo tobie wszystko łatwo przychodzi.
- Nieprawda.
- A skąd w ogóle wiesz, że już wyszłam ze szpitala?
- Mówiłem ci, że będę wiedział od razu jak wyjdziesz.
- No tak. Zapomniałam o tym.
- Dzięki za podprowadzenie auta pod dom.
- Nie ma sprawy. – powiedział z uśmiechem i przejechał ręka po moich włosach. Odskoczyłam jak oparzona, bo zapomniałam jak bardzo zimne są jego dłonie.
- Przepraszam. – powiedział ze skruchą.
- Nie masz za co przepraszać. Po prostu zapomniałam, jak bardzo twoje dłonie są chłodne.
- Kiedyś się przyzwyczaisz do tego.
- Tak zwłaszcza na zajęciach tanecznych, prawda?
- No pewnie. Na przykład na tych zajęciach.
- A nie wiesz dlaczego Angela i Adam są tak blisko siebie teraz? Coś się wydarzyło przez te parę godzin o czym powinnam wiedzieć?
- Poza tym że Adam i Angela są parą od lunchu to nic takiego się nie wydarzyło.
- Oni są parą!? – spytałam z niedowierzaniem.
- Tak. Ale na razie niech się sobą nacieszą.
- Ok. Dajmy im trochę prywatności, - powiedziałam do wszystkich, a Angela i Adam nie zwracali uwagi na nic innego poza sobą.
- Dobra chodźmy. – powiedziała Stella.
               Po jej słowach wszyscy wstali, poza mną i Mattem bo staliśmy cały czas. Poszliśmy do mnie do pokoju. Część moich znajomych usiadła na kanapie a część na moim łóżku. Ja osobiście preferowałam siedzenie na dmuchanych poduchach służących za fotele, a Matt poszedł w moje ślady.
               Kiedy tak siedzieliśmy bez słowa nagle Matt zabrał głos.
- Masz tu jakąś ciekawą muzykę?
- A ciekawa to jaka jest niby dla Ciebie ta muzyka?
- Hmm… Obojętnie. To zależy czego ty słuchasz.
- Nawet gdybym ci powiedziała, że głównie słucham Justina Biebera?
- Serio go słuchasz?
- Tak. A to coś złego lub karalnego?
- Nie. A możesz włączyć jakąś fajną muzykę?
- A co mam włączy?
- Co chcesz, tylko żeby było fajne.
- To bardzo fajnie precyzujesz swoje wypowiedzi, bo nadal nie wiem, co mam włączyć.
- Włącz to, co najbardziej lubisz. – powiedział Matt uśmiechając się słodko.
               Wtedy podeszłam do szafki, na której stała wieża. Przejrzałam stos płyt i wybrałam tą z muzyką turecką. Kiedy włączyłam zaczęła od razu lecie moja ulubiona piosenka od Tarkana – „Simirik”. Wszyscy się zasłuchali w tej piosence i nikt nie zwrócił uwagi nagle do pokoju, weszli Angela i Adam. Kiedy sięo tym wszyscy przekonaliśmy, to oni już siedzieli na łóżku obok Setha i Stelli.
- Znudziło się wam samotne siedzenie? – spytał z ironią Jackob.
- A czy ktoś nas w ogóle pytał o zdanie? – spytał Adam
- Mówiłam to na głos, ale wy byliście tak zajęci sobą, że nic do was nie docierało. – zaczęłam się bronić.
- Nic takiego nie pamiętam. – powiedziała Angela.
- Bo może jakbyś zaczęła, trochę bardziej słuchać tego, co się dzieje wokół, a nie koncentrowała się tylko na swojej wielkiej miłości, to byś wiedziała więcej niż teraz. Bo dociera do Ciebie tylko, to co chcesz, żeby docierało.
- Wcale tak nie jest. – zaczęła protestować moja siostra.
- Nie to jak to niby z wami jest? – spytałam retorycznie.
- Nie wiem, ale na pewno nie tak jak ty mówisz.
- A tak w ogóle to jak się teraz czujesz? – spytał Adam.
- Czy wszyscy muszą zadawać te pytanie?
- A coś jest w nim złego?
- Tak.
- Co takiego?
- To że dopóki nic mi się nie dzieje ze zdrowiem, to nikt się mną nie przejmuje, a jak coś mi się stanie, to wszyscy od razu się pytają jak się czuję itp.
- Nieprawda. Nie tylko wtedy. – wtrąciła się Stella.
- To kto niby poza Tobą się tak bardzo mną interesuje, jak nic mi nie dolega?
- Rodzina. – odparła z uśmiechem.
- Możliwe. Ale jakoś tego nie okazują.
- Jak to nie okazują? – spytała oburzona Angela.
- A kiedy tak sama z siebie przyszłaś, do mnie pogadać, jak nie chciałaś niczego lub jak nie przyszłaś z pretensjami?
- No nie wiem, ale na pewno to było nie dawno.
- Przypomnieć tobie?
- Tak.
- Hej dziewczyny przestańcie. – upomniał nas Matt.
- Dobrze. – powiedziałam z uśmiechem do Matta.
               Po tych słowach przestałyśmy się kłócić z Angelą. Później zaczęliśmy jeszcze chwilę żartować po czym Angela oznajmiła, że jest już śpiąca i idzie się położyć i wtedy większość moich gości poszło do domów. Matt na pożegnanie mnie przytulił i poczułam znów jego chłodny dotyk, ale tym razem nie zadrżałam. Natomiast Stella z Sethem i Angela z Adamem żegnali się bardziej namiętnie niż my, ale nie miałam im tego za złe bo przecież oni byli parami a nie to co ja z Mattem.
               Kiedy wszyscy wyszli, została tylko Stella i oczywiście wszyscy domownicy.
- Stella możemy iść na górę jeszcze na chwilę? Bo muszę z tobą porozmawiać. – powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy.
- Dobra to chodźmy. – powiedziała z uśmiechem
               Gdy weszłyśmy do mnie do pokoju usiadłyśmy na dmuchanych poduchach służących za fotele.
- Powiesz mi o co chodzi? – spytała Stella po chwili mojego milczenia.
- Chyba się zakochałam. -  powiedziałam i spuściłam wzrok na dół, żeby nie patrzeć w stronę Stelli.
- Znów!? – spytała z niedowierzaniem. – W kim? – dążyła.
- Znasz go i to chyba lepiej ode mnie.
- Nie wiem o kogo chodzi.
- Dobra powiem ci. Zakochałam się w Macie, ale on chyba we mnie nie. – powiedziałam smutnym tonem.
- Trish uwierz mi nie pasujecie do siebie. Jesteście dosłownie z dwóch różnych światów i powinnaś się trzymać od niego z daleka.
- Dlaczego? – powiedziałam przez łzy.
- Kiedyś ci powiem, ale teraz nie mogę. Przepraszam. Jest już późno i muszę iść do domu.
- Ok. A jutro mi powiesz w drodze do szkoły? –powiedziałam rozpaczliwym tonem.
- Zobaczymy. A teraz muszę już naprawdę iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz