sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwudziesty pierwszy To nie może się wydarzyć.

            Siedząc w domu mojego chłopaka starałam się nie myśleć o tym, co zastałam w tej przerażającej księdze.
            To było odrażające. Do zniszczenia całego istnienia na naszej planecie nasz wróg potrzebował krwi nowonarodzonego wampira, czystego i martwego serca dorosłego wampira, niewinnego serca wilkołaka lub zmiennokształtnego oraz krwi płynącej w jego żyłach.
            Zastanawiałam się cały dzień i nic nie mogłam wymyśleć na nurtujące mnie pytanie. Jaki cel nasz przeciwnik będzie miał w niszczeniu życia na Ziemi?
            Nie mogłam się otrząsnąć z tego wszystkiego. Wiedziałam, że w okolicy jestem jedynym nowonarodzonym wampirem, ponieważ oczy mojej siostry były już koloru oczu moich przyjaciół, a w jej żyłach krew już nie działała, tak jak u mojego chłopaka, czy jego rodziny.
            − Trish serio to przeczytałaś w tej księdze? Dlatego tak zareagowałaś? – Zapytał Edward.
            W domu byliśmy praktycznie sami. Ze mną zostali tylko Edward, Bella, Carlisle, Esme i Matt. Nie myślałam, że Edward może wyłapać te moje krótkie wspomnienie z tamtego domku.
            − Na serio. Nie chcę, żeby komukolwiek stało się coś przez tą dziwną postać.
            Przez cały czas do powrotu moich przyjaciół ze szkoły staraliśmy się ustalić plan powstrzymania naszego przeciwnika. Wszyscy byliśmy zdania, że jego plan nie może zostać wcielony w życie, bo to byłby koniec świata nie tylko dla ludzi, ale wszystkiego.
            To nie mogło się wydarzyć. Bo żadna żyjąca istota nie miała prawa powodować końca świata.
            Ustaliliśmy, że gdy tylko wszyscy wrócą ze szkoły Edward porozmawia z Jackobem, aby porozmawiał z Samem, żeby wilki się nie wychylały.
            Ta walka była przeznaczona tylko i wyłącznie dla wampirów, a ja musiałam porozmawiać ze Stellą, aby na razie trzymała się z dala od kłopotów i naszego intruza, ponieważ przez to, że była zmiennokształtną była narażona na śmierć z jego rąk.
            Bałam się o życie swoich przyjaciół i rodziny. Nie miałam pojęcia, co mam robić, aby uspokoić swoje myśli.
            Wtedy Matt wpadł na wspaniały pomysł, aby przebiec się po lesie i może na coś zapolować.
            Zgodziłam się bez wahania. Miałam nadzieję, że porcja świeżej krwi pomoże zapomnieć mi o ostatnich wydarzeniach i znów zacznę normalnie myśleć.
            Matthew złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę wyjścia na ogród. Pobiegliśmy z nadludzką prędkością w stronę lasu, jednak staraliśmy się omijać, jak najdalej tą dziwną polanę.
            Udaliśmy się tym razem na zachód. Nagle zaczął padać śnieg. Było to piękne zjawisko, ponieważ nigdy dotąd nie widziałam niczego podobnego.
            Każdy płatek śniegu tańczył opadając w dół, a ja wcześniej tego nie dostrzegałam.
            Chwilę później znaleźliśmy się na białej polanie. Zamknęłam oczy i zaczęłam nasłuchiwać odgłosów otaczających mnie.
            Nagle usłyszałam przyspieszone bicie serca. Jednak zapach krwi był silniejszy, niż podczas mojego pierwszego polowania. A w swoim gardle poczułam przeszywający ból. Pragnienie moje z każdą chwilą coraz bardziej się wzmagało. Od razu skierowałam się w tamtą stronę, jednak Matt stanął mi na drodze i spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
            Nie miałam pojęcia, dlaczego mój ukochany tak na mnie patrzy. Przecież przyszliśmy na polowanie.
            Jednak im bliżej podchodziłam tym mój chłopak coraz bardziej stawał się zestresowany, a jego wzrok groźniejszy.
            W pewnym momencie Matt nie wytrzymał i złapał mnie za ramiona. Niestety ja na niego nie reagowałam, ponieważ byłam, jak w transie i szłam dalej w kierunku tego cudownego zapachu.
            Wtedy mój ukochany mną potrząsnął i odzyskałam świadomość nad swoim umysłem.
            − Zapanuj nad pragnieniem. Nie możesz tam pójść. Uwierz mówię Ci to tylko dla twojego dobra. Kochanie proszę spójrz na mnie. – Dobiegł mnie zaniepokojony głos Matta, jednak jego wzrok nadal był surowy.
            Niechętnie spojrzałam na swojego ukochanego, a w jego oczach dostrzegłam iskierki nadziei. Z jego wyrazu twarzy szło wyczytać, że się martwił i był zaniepokojony.
            − Kochanie, co się ze mną dzieje? – Zapytałam wystraszona.
            Matt czule się do mnie uśmiechnął, jednak nadal mnie nie puszczał.
            − Gdzieś w pobliżu musi być człowiek, a ty jeszcze nie umiesz sobie radzić z pragnieniem. Dopiero od wczoraj jesteś jedna z nas i masz trudności z kontrolowaniem siebie. Więc proszę nie utrudniaj mi zadania i chodź ze mną.
            Wiedziałam, że nie mogę dłużej zostać w tym miejscu, więc zgodziłam się na propozycję Matta, złapałam go za rękę i pobiegliśmy w przeciwnym kierunku.
            Postanowiliśmy, że teraz wrócimy do domu Cullenów, a na polowanie wybierzemy się w nocy, bo wtedy nie powinno być tam już ludzi.
            Zbliżając się do domu mojego chłopaka usłyszałam dźwięk fortepianu. Wtedy już wiedziałam, że tylko Edward gra na tym instrumencie.
            Gdy weszliśmy do domu wszyscy już tam byli i na nas czekali. Carlisle od razu zauważył, że coś musiało się stać.
            − Nie byliście na polowaniu? – Zapytał, gdy razem z Mattem usiedliśmy na kanapie.
            − Byliśmy, ale wróciliśmy, bo człowiek pojawił się na naszej drodze i miałem problem z powstrzymaniem jej przed pobiegnięciem w tamtą stronę.
            Mój ukochany mówił o tym wszystkim z przejęciem. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo musiał się bać w tym lesie, że nie zdoła mnie powstrzymać.
            Przytuliłam się mocno do Matta, a on złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Jego wargi idealnie wpasowały się w moje. Mogłam w ten sposób spędzić całą wieczność, bo naprawdę go kochałam i nigdy nie było mi mało jego pocałunków.
            − To może trochę jeszcze potrwać zanim nauczy się w pełni nad sobą panować. – Powiedział Carlisle spoglądając to na mnie to na Matta.
            Wszyscy byliśmy zgodni, co do jednego plan naszego przeciwnika, nie mógł zostać wcielony w życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz