sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwunasty Polska

               Kiedy dojechaliśmy do mojej babci była już godzina 21:30. Podróż minęła nam bardzo dobrze. Poza tym, że wiele pytań zadawanych przez mojego wujka, dotyczyło mojego pobytu w USA. Najbardziej zabolało mnie pytanie o Angelę. Nie wiedziałam wtedy, co mam powiedzieć. I mój wujek to zauważył.
- Coś z nią nie tak? – Spytał po chwili, kiedy przez długi czas nic nie odpowiadałam.
- Teraz jest z nią już lepiej, ale miała jakiś czas temu poważny wypadek i musiała się drastycznie zmienić i przez rok czasu nikt z rodziny nie może jej zobaczyć.
- Dlaczego?
- Takie jest zalecenie naszego lekarza, zresztą tak jak to, żebym wyjechała z USA na jakiś czas, choć mi się to nie uśmiechało teraz.
- Dlaczego?
- Przygotowuję się do konkursu tanecznego i do przedstawienia, w którym gram główną rolę.
- No to gratuluję.
               Matt przez całą drogę siedział cicho i ani słowem się nie odezwał, co mnie bardzo zdziwiło i jednocześnie zabolało, bo miałam nadzieję, ze jakoś mnie wesprze w tych wszystkich odpowiedziach na te trudne pytania. Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, mimo że było już późno musiałam napisać do rodziców, że już jesteśmy na miejscu. Później Matt wyjął swojego laptopa z torby i włączył Skayp’a, po czym zadzwoniliśmy do Alice.
- Hej. Jak wam minęła podróż? Trish jak się czujesz? – Alice wystrzeliwała pytaniami, jak z armaty.
- Zwolnij z tymi pytaniami, bo nie mamy czasu, żeby na nie odpowiedzieć.
- No to słucham teraz waszych odpowiedzi.
- Podróż minęła nam znośnie, a czuję się w miarę dobrze, tylko zastanawia mnie jedna rzecz.
- Jaka?
- Dlaczego Matt się nie odzywał przez całą drogę samochodem z lotniska.
- Kochanie przepraszam cię, ale wczoraj nie zdążyłem zapolować, więc musiałem się kontrolować, żeby nie zrobić nic głupiego, dlatego się nic nie odzywałem, bo nie chciałem zrobić czegoś, żeby później tego nie żałować.
               Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy są bardziej bursztynowe, niż koloru płynnego miodu.
- Ale mogłeś mnie wcześniej uprzedzić. – Powiedziałam z udawaną obrazą.
- Mogłaś się przyjrzeć wtedy moim oczom. – Powiedział z uśmiechem przytulając się do mnie.
- Wiem, ale ciągle w nie patrzyłam i wcześniej tego nie zauważyłam.
- Dobra koniec tego tematu, ok?
- Zgoda.
- Ja już wam nie przeszkadzam, bo mieliście długą podróż i oboje musicie odpocząć. – Powiedziała Alice.
- Trzymaj się Alice. – Powiedzieliśmy z Mattem zgodnie.
- Wy też się tam trzymajcie i Trish wróć do formy. – Powiedziała zaczepnie, po czym się od razu rozłączyła.
               Poszliśmy wtedy do kuchni do mojej babci, żeby porozmawiać z nią i moim dziadkiem, bo szczerze mówiąc brakowało mi takiej spokojnej atmosfery. Bardzo mi się podobało to, że większa część mojej rodziny potrafi żyć tak beztrosko i się nie martwić, tym że wokół nich jest tyle niebezpieczeństwa, bo nawet o tym wszystkim nie wiedzieli.
- Jesteście głodni? – Zapytała moja babcia, która zaczęła przyrządzać wtedy kolację.
- Ja tak. – Odpowiedziałam szczerze.
- A ty Matt?
- Nie.
- Dlaczego?
- Babciu on jest na specjalnej diecie i nie może jeść żadnych potraf takich jak my jemy. – Nie mogłam jej tak po prostu powiedzieć, że Matt jest wampirem i pożywia się tylko i wyłącznie krwią.
- To czym on się odżywia? Na jakiej jest diecie? I dlaczego na niej jest? – Moja babcia nie dawała za wygraną i za wszelką cenę chciała się dowiedzieć jak najwięcej.
- Na dobrą sprawę to nie wiem, czym się odżywia, ale wiem, że Angela musiała przejść na tą samą dietę. Jest na tej diecie, ponieważ cała jego rodzina się tak odżywia. A dietę tą stosują już rodzinnie od stuleci. Dobrze mówię Matt? – Musiałam trochę nagiąć prawdę, bo przecież dobrze wiedziałam jaka jest dieta mojego ukochanego i jego rodziny, ale nie mogłam nikomu pisnąć o tym ani słowa.
- Tak. Lepiej bym tego nie ujął. – Odparł uśmiechając się do mnie słodko.
- To na czym polega ta wasza dieta?
- Tego akurat nie mogę zdradzić, bo jest to „tajemnica służbowa” mojego ojca. – Powiedział z miną nie znoszącą sprzeciwu.
- To kim jest twój ojciec z zawodu, że to jest jego tajemnica służbowa?
- Lekarzem i to chyba najlepszym w USA. – powiedziałam z uśmiechem.
- Przesadzasz z tym, że najlepszym. – Powiedział mój ukochany.
- Nieprawda. – Naprawdę tak uważałam.
- To powiedz to Carlislowi. Też się będzie z Tobą o to kłócił.
- Mówisz do ojca po imieniu?
- Tak, bo on nie jest moim biologicznym ojcem, tylko adoptował mnie i całe moje rodzeństwo, a poza tym ani on ani jego żona nie wyglądają jakby mogli mieć dzieci w naszym wieku.
- Czyli są młodzi?
- No można tak powiedzieć.
- Co rozumiesz pod pojęciem „można tak powiedzieć”?
- Babciu proszę cię skończ z tymi pytaniami, bo nie chcesz na niektóre pytania znać odpowiedzi. – Mówiłam proszącym tonem.
- Dobrze. Więc Matt nie będziesz jadł z nami kolacji?
- Tak. Nie będę jadł ani kolacji, ani żadnego innego posiłku.
- To jak ty wtedy schudniesz przez ten czas pobytu tutaj.
- Babciu on nie schudnie, bo będzie jadł, ale nie przy nas i nie to co my jemy.
- Dobrze, ale i tak nie rozumiem nic z tego co się tu dzieje.
- I nie zrozumiesz tego.
               Zaczęliśmy jeść kolację, a Matt siedział w naszym pokoju i czekał na mnie.
               Gdy wróciłam do pokoju Matt leżał już na łóżku i czekał na mnie. Kiedy usiadłam obok niego, przytulił mnie tak, że po chwili leżeliśmy razem na łóżku i oboje zaczęliśmy się bardzo głośno śmiać. Na szczęście nikt się nie zjawił, żeby sprawdzić, co nas tak rozbawiło.
- Najedzona?
- Tak. A ty kiedy idziesz na polowanie?
- Dopiero jak ty i reszta domowników zaśniecie.
- Ale wrócisz do rana?
- Oczywiście. I wtedy pójdziemy na spacer. – Powiedział czule mnie całując.
               Nim się obejrzałam czas już stał w miejscu i tylko ja z moim ukochanym byliśmy poza nim. Czułam jego słodkie usta na swojej szyi, ale i tak byłam na niego zła za to, że tak się bawi czasem. Nie lubiłam, kiedy to robił.
- Musisz to robić? – Spytałam, gdy przestał mnie całować.
- No chyba przecież jesteśmy razem, więc nie rozumiem, dlaczego miałbym Ciebie nie całować?
- Dobrze wiesz, że nie o tym mówię.
- To jak nie o tym, to o czym?
- Ty już dobrze wiesz. – Powiedziałam wskazując zegar.
- No dobrze, ale tak to mamy wieczność dla siebie i nikt nie będzie musiał Ciebie zmieniać w takiego potwora jakim ja jestem.
- Wcale nie jesteś potworem.
- Właśnie, że jestem.
- Gdybyś był potworem to już dawno byś mnie zabił.
- Może masz rację, ale przy nas nigdy nic nie wiadomo.
- Mogę się coś Ciebie zapytać?
- Oczywiście.
- Jak się tak szybko nauczyłeś języka polskiego? – Zastanawiało mnie to już na lotnisku, kiedy słyszałam, jak rozmawia z ochroniarzami i innymi ludźmi. Chciałam się go już wcześniej, o to zapytać, ale nie miałam okazji.
- Miałem trochę czasu, odkąd zaczęliśmy być parą, a zwłaszcza że nie przecież ja nie śpię po nocach. – Powiedział wzruszając ramionami.
- Masz rację. A mógłbyś już czas przywrócić do porządku?
- Tak. – Po tych słowach wskazówki zegara znów zaczęły normalnie chodzić.
- Kocham Cię. – Szepnął mi po chwili do ucha.
- Ja Ciebie też. – Powiedziałam przytulając się do niego.
- Idź się może już przebierz w piżamę i jak się położysz to ci opowiem jedną historię.
- Ok. Już nie mogę się doczekać.
               Posłusznie wyjęłam z torby piżamę – były to szare spodnie do kolan oraz szara bluzka z różowymi rękawami z narysowanym pieskiem – i poszłam do łazienki wziąć prysznic, po czym przebrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju.
               Matt leżał już na łóżku i czekał na mnie. Kiedy zobaczył jak wchodzę do pokoju ściągnął kołdrę z łóżka tak abym mogła się położyć, a zaraz po tym przykrył mnie czule, żebym nie zmarzła w nocy, kiedy będzie mnie przytulał.
- Gotowa na historię mrożącą krew w żyłach?
- Tak.
- Chcesz się dowiedzieć jak się stałem tym czym jestem? Ile tak naprawdę mam lat?
- Oczywiście. – Powiedziałam wtulając się w tors Matta.
- Wszystko zaczęło się w 5 kwietnia 2004 roku, kiedy byłem z rodzicami, bratem i siostrą w Seattle i ulegliśmy poważnemu wypadkowi. Wszyscy zginęli na miejscu, a ja prawie zmarłem. Byłem przez trzy tygodnie w śpiączce farmakologicznej w szpitalu u doktora Cullena. Wiedział, że lada dzień umrę, jeśli czegoś nie zrobi. Wiec postanowił porozmawiać z Samem i Jackobem, żeby nie naruszyć paktu. Gdy się zgodzili przyszedł w nocy do szpitala i odłączył mnie od aparatury podtrzymującej moje funkcje życiowe mówiąc wszystkim, że zabiera mnie do kostnicy, bo jest już po wszystkim. Jednak tak naprawdę zabrał mnie do siebie do domu i tam dokonał przemiany. Prawie po tygodniu dopiero się obudziłem i wtedy wszyscy stali nade mną. Nie wiedziałem ani gdzie jestem, ani co się ze mną stało. Dopiero po pewnym czasie Edward mi wszystko opowiedział, ponieważ był wtedy na miejscu zdarzenia, kiedy nastał ten wypadek . Zaraz po tym jak odzyskałem przytomność Carlisle i Essme zabrali mnie na pierwsze polowanie. Przez pierwsze półtora roku nigdzie mnie z domu samego nie wypuszczali, bo się bali, że kogoś zabiję lub skrzywdzę. Kiedy mieli pewność, że nikomu już nie zagrażam zaczęli mnie wypuszczać samego w miasto i na polowania. Lecz jeszcze przez bardzo długi czas po przemianie nie umiałem się pogodzić ze swoją nową naturą i stratą całej rodziny. A wtedy kiedy przemiana się dokonała miałem dziewiętnaście lat.
- I już nigdy więcej żadnego z rodzeństwa ani rodziców nie zobaczysz?
- Niestety nie. Wcześniej chciałem zrobić wszystko, żeby przestać być nieśmiertelnym i znaleźć się przy swoich bliskich. Jednak każdy mój plan słyszał Edward i wszyscy przeszkadzali mi w jego spełnieniu.
- A nadal chcesz się znaleźć przy swoich bliskich? – Spytałam ze smutkiem w głosie.
- Było tak do dnia, kiedy Ciebie poznałem. Wtedy już wiedziałem, że tak się musiało stać, żebym mógł spotkać Ciebie i wtedy moje życie dopiero na nowo nabrało sensu. – Powiedział uśmiechając się słodko i przytulając mnie mocniej do siebie.
- A w poprzednim życiu nie miałeś żadnej dziewczyny?
- Miałem dwie, ale to nie były związki na poważnie. Dla mnie tylko ty się liczysz. Jesteś moja własną odmianą heroiny, kiedy jestem przy Tobie, chcę, żeby tak było już przez wieki.
- To czemu mnie nie zmienisz?
- Po pierwsze jak twoi rodzice by to przyjęli, że przez rok czasu nie mogą widzieć swoich dwóch córek, bo obie są wampirami. A po drugie chcę, żebyś skończyła na spokojnie szkołę i wtedy będę mógł cię dopiero przemienić.
- Dobrze. – Wtedy moje oczy zaczęły się już same zamykać.
- Idź już spać, a ja teraz idę na polowanie. – Powiedział wstając z łóżka i otwierając okno.
- Kocham cię i uważaj na siebie.
- Ja ciebie też kocham i dobrze, obiecuję, że będę na siebie uważać.
               Wyszedł przez okno i poszedł na polowanie. Kiedy wyszedł ja od razu zasnęłam. Śniło mi się to co mi opowiedział Matt. Nawet nie wiem, kiedy obudziłam się z krzykiem. Matt wtedy już był z powrotem. Zaczął mnie uspokajać.
- Już wszystko dobrze. To był tylko zły sen. – Powiedział gładząc mnie po włosach.
- Wiem. A ty dawno temu wróciłeś?
- Jakieś dziesięć minut temu. Ale idź już spać. Pamiętaj ja jestem przy Tobie i nie pozwolę, żeby ci się coś stało.
- Wiem. – Powiedziałam po czym pocałowałam go w policzek i poszłam dalej spać.
               Rano gdy wstałam była godzina 9:15. Matt siedział na łóżku i mi się przyglądał z uśmiechem na twarzy.
- Hej. – Powiedział całując mnie w policzek.
- Hej. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Idź zjeść śniadanie i idziemy na spacer, ok?
- Z Tobą mogę iść wszędzie. Nawet na drugi koniec świata.
- Ja z Tobą też.
               Poszłam i zjadłam śniadanie. Później przebrałam się w czarne leginsy i oliwkową tunikę, szare bolerko i czarne buty na wysokim obcasie. Matt ubrany był wtedy w czarną koszulę na długi rękaw, białe spodnie i szare sportowe buty.
               Gdy skończyłam się ubierać, od razu poszliśmy na spacer. Kiedy tak szliśmy wpadliśmy przypadkiem na dziewczyny, z którymi wcześniej chodziłam do szkoły.
- Hej dziewczyny. – Powiedziałam podchodząc do nich z Mattem.
- Hej Pati. – Uśmiechnęłam się na te słowa, bo odkąd wyjechałam do USA nikt już do mnie nie mówił „Pati”. – Czemu Ciebie nigdzie nie można spotkać już? – Spytała jedna z nich.
- Bo się wyprowadziłam i dopiero wczoraj przyjechałam na jakiś czas do Polski.
- A gdzie teraz mieszkasz?
- W USA.
- A dokładniej w jakim mieście?
- W Forks koło Seattle.
- Tak daleko?
- No niestety, ale nie żałuję, że się tam przeprowadziłam. – Powiedziałam wtulając się w Matta.
- A co to za przystojniak obok Ciebie? – Spytała jedna z nich. Z wyrazem niedowierzania na twarzy i flirciarskim uśmiechem.
- Nie mów tak! Tylko ja tak mogę uważać. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Dlaczego?
- Bo to jest mój powód, że nie żałuję tej wyprowadzki, bo tak to nigdy bym nie spotkała, tak cudownego chłopaka.
- Przesadzasz. – Powiedział Matt.
- Wcale nie.
- Dlaczego uważasz, że nie przesadzasz? – Spytały dziewczyny.
- Bo on był jednym z niewielu ludzi, którzy mnie wspierali w chwili, gdy tego potrzebowałam najbardziej, po przyjeździe do USA.
- Czyli kiedy?
- Wtedy gdy jej siostra uległa wypadkowi.
- A dlaczego tak w ogóle przyjechałaś do Polski teraz, skoro na pewno macie rok szkolny, a poza tym tam jest o wiele lepsze życie niż w Polsce?
- Lepsze? Zależy dla kogo i w jakiej sytuacji. Na pewno jest bardziej niebezpieczne. A przyjechaliśmy teraz, bo muszę odpocząć psychicznie od niektórych spraw i wszystko sobie na nowo poukładać. A co do tego, że mamy rok szkolny, to prawda ale niestety takie było zalecenie mojego lekarza.
- Kotku ale wszyscy łącznie z Carlislem chcą dla Ciebie jak najlepiej.
- Wiem, ale mamy jeszcze tyle do załatwienia w USA.
- Wcale nie tak dużo.
- Jak to? A mistrzostwa? A przedstawienie?
- Wszystko będzie dobrze. Mamy to wszystko ćwiczyć podczas pobytu w Polsce. A nic ze szkoły też nie stracimy, bo Alice będzie nam wszystko wysyłać na maila.
-Jesteś pewien?
- Tak. Znam przecież swoją siostrę.
- No fakt.
- Pati a dokąd się teraz wybieracie? – Spytały dziewczyny.
- A nie wiem. Pewnie przed siebie. Nie mamy żadnego konkretnego celu.
- A pojedziecie dziś z nami na dyskotekę do Katowic?
- Nie wiem. Ja muszę teraz dużo odpoczywać.
- A co w ciąży jesteś? – Spytała zaczepnie jedna z nich.
- Nie!? Po prostu jestem wykończona psychicznie, a zaraz po powrocie do USA mamy trzy ważne wydarzenia.
-Jakie?
- Mistrzostwa, bal zimowy i przedstawienie.
- Jakie mistrzostwa? I jakie przedstawienie?
- Mistrzostwa Stanów Zjednoczonych w tańcu towarzyskim, a przedstawienie pod tytułem: „Romeo i Julia” na podstawie dramatu Szekspira.
- Super. Szkoda, że u nas w Polsce czegoś takiego nie ma.
- Może tak, może nie.
- A kogo będziesz grała?
- Tytułową Julię.
- A Twój chłopak też będzie tam grał?
- Oczywiście. Będzie tam jeszcze grała moja przyjaciółka, która wyjechała razem ze mną do USA.
- A kogo oni będą grali?
- Matt będzie grał Romea, a moja przyjaciółka Matkę Julii.
- Fajnie. Chciałybyśmy to obejrzeć.
- To raczej będzie niemożliwe.
- No to już wiemy, bo to strasznie daleko.
- No niestety.
- Trish? – Powiedział niepewny Matt spoglądając mi prosto w oczy.
- Słucham Cię Matt.
- Możemy już iść? Bo naprawdę źle się czuję.
- Oczywiście. – Widziałam po nim, że jest bardzo spięty, więc nie chciałam tego już dłużej przeciągać. Miałam jednak nadzieję, że niedługo się dowiem, o co chodzi mojemu ukochanemu.
                Pożegnałam się z koleżankami i poszłam z Mattem w stronę lasu. Był coraz bardziej spięty. Nie miałam jednak nadal żadnego pojęcia, co się z nim dzieje.
- Co się stało? – Spytałam, kiedy on się przez dłuższy czas nie odzywał i byliśmy na bezpiecznej odległości.
- Nie jesteśmy tu bezpieczni. – Powiedział ze strachem w głosie.
- Dlaczego? – Spytałam przerażona.
- Ktoś nas śledzi.
- Ale kto?
- To nie jest człowiek.
- A kto?
- Wampir.
- Jak nas tu znalazł?
- Nie wiem, ale zaraz się dowiem.
                Wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do Alice.
- Jesteś pewna?
-…
- To co mamy zrobić?
-…
- Nie mogę jej zostawić, żeby to sprawdzić, ale go czuję i jest coraz bliżej.
                Nie słyszałam co mówiła Alice, ale byłam pewna, że dzieję się coś bardzo złego. Moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Nie umknęło to Matta uwadze, który objął mnie i zaczął mnie uspokajać.
- Alice ja kończę, bo ona zaraz dostanie ataku paniki. Jak będziesz coś widzieć to zadzwoń. I dobrze by było, gdyby przybyły tu z pomocą z cztery osoby minimalnie.
                Matt posadził mnie na ziemi i kazał mi kontrolować swój oddech. Wiedział, że jeśli za chwilę się nie uspokoję to zemdleje.
- Będzie wszystko dobrze. Alice wyśle nam tu pomoc. – Powiedział spokojnym głosem.
- Matt nie chcę was pakować w niebezpieczeństwo.
- Jak na razie to ty jesteś w wielkim niebezpieczeństwie.
- Ale nie chcę, żebyście się dla mnie narażali.
- My się nie narażamy, bo jesteśmy prawie niezniszczalni i nie da się nas tak łatwo zabić.
- A wiesz już kim jest ta osoba co nas śledzi?
- Tak.
- To kto to jest?
- Tropiciel.
- Czyli kto?
- To taki wampir, który ma moc odszukiwania wszystkich istot na ziemi. – Powiedział z obrzydzeniem.
- Czego on od nas chce?
- Ciebie.
- Dlaczego?
- Bo jest wysłannikiem Volturich.
- Ale dlaczego?
- Bo zabiliśmy ich najważniejszych ludzi – Jane i Aleca – żeby Ciebie i Angelę obronić, ale udało się uratować tylko jedna z was i byłaś to ty, a teraz chcą się zemścić.
- Ale dlaczego akurat ja?
- Bo jesteś przez nas najbardziej chroniona, bo Twoja siostra jest teraz wampirem i wiedzą, że starta Ciebie spowoduje wojnę miedzy nami a nimi.
- Ale ja nie chcę, żeby coś się stało komukolwiek z was.
- I nic nikomu się nie stanie. Uwierz mi.
- Wiesz, że Ciebie kocham? – Powiedziałam nie powstrzymując już dłużej łez. Jednak to nie były ani łzy smutki, ani radości, lecz łzy pełne paniki i strachu.
- Wiem ja Ciebie też.
- Możemy już wracać do domu?
- Oczywiście. Musisz się wyspać. A ja dopilnuję, żeby nic ci się nie stało.
- Dziękuję ci.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że jesteś.
- Idź już spać. Porozmawiamy rano.
- Dobrze. Dobranoc. – Powiedziałam kładąc się do łóżka.
                Gdy zasnęłam, to nawet we śnie nie umiałam się uspokoić, ponieważ wtedy śniło mi się, to co się stało tego dnia podczas spaceru. Jednak było tam coś, czego nie widziałam podczas spaceru. Był to wampir, który siedział na pniu drzewa i czekał na mnie oblizując swoje śnieżnobiałe zęby. Po chwili obudziłam się z krzykiem.
- Co się stało kochanie? – Spytał zaniepokojony Matt.
- Miałam zły sen.
- A opowiesz mi go?
- W zasadzie to nie ma co opowiadać, czego byś już nie wiedział, ponieważ śniło mi się to co dziś się stało. Plus dodatkowo widziałam tam jakiegoś innego wampira.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze. Rano jak się obudzisz nasza pomoc będzie już na miejscu.
- A kto ma przyjechać?
- Stella, Seth, Jackob, Emmett, Alice, Jasper i Edward.
- Matt ale ja się naprawdę boję.
- Uwierz mi wszystko będzie dobrze.
- Mam taką nadzieję.
- Idź dalej spać. I nie myśl tyle o tym.
- Postaram się.
                Poszłam dalej spać i o godzinie 7: 30 Matt mnie obudził.
- Kochanie pora wstawać. – Zaczął mi mówić do ucha.
- Ale dlaczego? Co się stało? – Zapytałam zdezorientowana.
- Alice i reszta już tu jadą i musimy im wyjść na przeciw.
- Dobrze. – Powiedziałam i poszłam się ubrać.
                Założyłam różowe rurki, niebieską koszulkę, czarne bolerko na długi rękaw i do tego wszystkiego jeszcze czarne baleriny.
- Już jestem gotowa. – Powiedziałam podchodząc i przytulając się do Matta.
- To chodź. – Powiedział łapiąc mnie za rękę.
                Gdy wyszliśmy przed domem stały już dwa samochody, z których od razu wyszli: Stalla, Alice, Seth, Jasper, Emmett i Edward.
                Stella gdy mnie tylko zobaczyła podeszła do mnie i mnie jak zwykle przytuliła. Po chwili Alice zrobiła to samo co Stella chwilę wcześniej.
- Jak się czujesz? – Spytały dziewczyny.
- Lepiej, ale się boję.
- Nie dziwię ci się. Demetriego się boją nawet wampiry. – Powiedział Edward.
- Nie prawda. Ja się niczego nie boję. – Powiedział jak zwykle zadowolony Emmett.
- Tobie to łatwo mówić, bo ty sobie z nim poradzisz bez problemu. – Powiedziałam.
- Będzie dobrze. – Pocieszali mnie Stella i Matt.
                Nagle oczy Alice zaszły mgłą. Wszyscy wiedzieli, że zaraz powie nam coś ważnego, bo nikt nie ośmielił się jej przerwać.
                Gdy jej oczy powróciły do normalnego koloru, Alice zaczęła mówić wszystko, co tylko zobaczyła.
- Demetrii jest na naszym tropie. Zobaczymy się z nim w lesie. Stella ty znasz tą okolice, więc zabierz ją jak najdalej stąd a później zamienisz się z Mattem miejscem i przyjdziesz do nas.
- Ok. – powiedzieli zgodnie Stella i Matt.
                Poszłam razem ze Stellą i zaszłyśmy przez las do dzielnicy, gdzie wcześniej mieszkałam. Usiadłyśmy na murku, który był wokół mojego dawnego domu i zaczęłyśmy rozmawiać już na spokojnie.
- Trish, ale powiedz mi szczerze, jak zniosłaś wyjazd do USA i myśl o tym, że już więcej go nie zobaczysz? – Spytała Stella.
- Kogo!? Nie wiem o czym mówisz. – Powiedziałam szczerze.
- Jak to? Już nie pamiętasz?
- A o czym mam pamiętać?
- O nim?
- Stella mów jaśniej, bo na serio nic z tego nie rozumiem.
- A w kim byłaś zakochana przed naszym wyjazdem?
- Aaa… To o nim mówisz?
- Tak o nim. To jak zniosłaś tą myśl o tym wyjeździe?
- Na początku było ciężko, ale przecież wiesz jak się kończy każdy mój związek i myślisz, że z nim by było inaczej?
- Nie wiem. Pytam się Ciebie.
- Stella naprawdę nie chcę teraz rozdrapywać starych ran i myśleć o tym „co by było gdyby”. Chcę się skupić na tym co jest teraz. Mam teraz przecież Matta i nie chcę wracać do przeszłości, bo nie ma po co, skoro i tak to co było już nie wróci. Miejmy tylko nadzieję, że z Mattem będę już na zawsze.
- Masz rację. A myślisz, że Seth to dla mnie ten jedyny?
- No jasne. Widzisz jak on patrzy na Ciebie? On jest w tobie naprawdę zakochany.
- Skąd to wiesz?
- Bo to widać.
- Co widać? – Powiedział Matt, który akurat podchodził.
- A nic takiego. – Powiedziała Stella. – Ja już was zostawiam samych i idę tam do nich.
- Ok. – powiedzieliśmy z Mattem zgodnie.
                Kiedy Stella poszła i była już na tyle oddalona od nas, że nie mogła nas usłyszeć Matt zaczął mnie wypytywać:
- O czym rozmawiałyście?
- A po co ci to?
- Bo chciałbym wiedzieć.
- O tym jak zareagowałam na wieść o tym, ze wyjeżdżam do USA i że muszę zostawić pewnego chłopaka, w którym byłam wcześniej zakochana.
- A teraz nadal go kochasz?
- Nie powiedziałam, że go kochałam, tylko że byłam w nim zakochana a to są dwie różne rzeczy.
- Ok. No to nadal jesteś w nim zakochana?
- Nie od momentu, gdy ty się pojawiłeś w moim życiu.
- Na pewno?
- Tak.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza?
- Wiem. A ty wiesz, że jesteś całym moim światem?
- Tak wiem to tak samo jak to, że Ciebie kocham najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też.
                Wtedy Matt zaczął błądzić opuszkami palców po moich ustach, a po chwili we włosach i zaczął się powoli przybliżać do mnie. Wiedziałam, co mu chodzi po głowie, więc też się do niego zbliżyłam, kiedy byliśmy na tyle blisko siebie, wtedy Matt zaczął mnie całować i czule się do mnie przytulił.
                Gdy przestał, zauważyłam, że moja była sąsiadka – Eva drobna nie za wysoka dziewczyna o niebieskich oczach i włosach tak czerwonych, które kolorem przypominały wiśnie – idzie ze swoją przyjaciółką – Agnes nieco wyższą blondynką o tak samo niebieskich oczach i złośliwym spojrzeniu – ze swojego domu i dziwnie się na mnie patrzą. Po chwili jak zwykle wybuchły śmiechem, tyle że tym razem była jedna znacząca zmiana. Nie byłam tego dnia widziana przez nie ze Stellą tylko z Mattem.
                Obie były ubrane tak samo: leginsy w jakieś wzorki, krótkie spodenki, które odsłaniały dużo więcej niż powinny i bluzki z wielkimi dekoltami.
- Kto to jest? – Spytał Matt.
- Wiesz co wolę o nich nie mówić.
- Dlaczego?
- Bo nie ma co o nich opowiadać.
- Co nas obgadujesz? – Powiedziała oburzona Eva.
- My was!? – Powiedział zdziwiony Matt.
- No nie ci obok! – Powiedziały równocześnie.
- Sorry wasze stroje dają wiele do myślenia.
- A wasze to niby nie? Wyglądacie jakbyście byli z średniowiecza.
- Wow. A ty wiesz kiedy było średniowiecze?
- Co WOW? I tak, żebyś wiedział, że wiem.
- Wow że znasz takie trudne słowa.
- A poza tym to gdzie ty nią w ogóle poznałeś? I po co taki przystojniak ma tracić czas na kogoś tak jak ona? Taki ktoś jak ty zasługuje na kogoś o wiele lepszego, niż taka zwykła dziewczyna jak ona. – Powiedziała Eva z wyrzutem w głosie.
- Poznałem nią daleko stąd, gdzie ty nigdy nie będziesz. I przestań obrażać moją dziewczynę! – Powiedział wściekły Matt.
- Matt proszę cię nie unoś się, bo to się źle skończy.
- Co boisz się, że twój chłopak Cię uderzy, albo coś w tym stylu? – Powiedziała Eva.
- Nie. Po prostu ty nie wiesz na jakim świecie żyjesz. A poza tym on mnie nigdy nie uderzy, ani nie skrzywdzi, bo naprawdę mnie kocha. – Powiedziałam wtulając się w Matta.
- No niby na jakim świecie żyję skoro niby tego nie wiem?
- Nie powiem ci, bo to trochę za dużo jak na twoją głowę.
                Widziałam, że Matt jest coraz bardziej nerwowy. Przytuliłam się do niego mocniej.
- Matt uspokój się. Mam zadzwonić do Jaspera?
- Nie. Już wszystko ok. Tylko do niego nie dzwoń.
- Mam taką nadzieję.
- A co straszysz go kuzynem?
- Nie jego bratem, bo przy nim on jest całkiem inny.
- Milszy?
- Zależy kiedy.
                W tym momencie zadzwonił telefon Matta. To była Alice.
- Matt daj mi ten telefon. – Powiedziałam nim zdążył odebrać, na co on posłusznie podał mi telefon.
- Alice i jak?
- Zlikwidowaliśmy go i już nigdy więcej nikogo nie wytropi.
- Serio?
- Tak. Czyli go już nie ma?
- Tak.
- Dzięki. – Powiedziałam piszcząc z radości
- A gdzie jesteście?
- Tam gdzie się ze Stellą rozeszłyśmy.
- Ok. To zaraz tam będziemy.
- Dobra to my czekamy.
- Musisz tak piszczeć do słuchawki, jakbyś rozmawiała z jakimś celebrytą? – Spytała złośliwie Eva.
- Tak muszę.
- Dlaczego?
- To nie Twoja sprawa, ale mam powód do radości.
- Kochanie serio?
- Tak. Bo nikt nam już nie zagraża, poza Włochami. – Powiedziałam ze smutkiem w głosie. Specjalnie dawałam mu jak najmniej informacji, bo nie chciałam, żeby one cokolwiek zaczęły podejrzewać.
- A co z resztą?
- Jaką resztą?
- Z naszą pomocą.
- Zaraz tu przyjdą.
- Jasper też?
- No jeśli Alice idzie to on raczej też przyjdzie.
- No fakt.
- Co to za Alice i Jasper?
- Nie ważne. Nie musicie wszystkiego wiedzieć.
- A wy gdzieś chyba miałyście iść tak mi się wydaje.
- Niby gdzie?
- No nie wiem, ale skoro wyszłyście z domu w takich strojach to na pewno gdzieś się wybierałyście.
- Nie? Po prostu wyszłyśmy sprawdzić czy Twoja dziewczyna to jest ta o której myślałyśmy.
- I co przekonałyście się?
- Tak. Ale kogoś tu jeszcze brakuje.
- No niby kogo?
- Jej przyjaciółki.
- Zaraz tu przyjdzie a nawet dwie jej przyjaciółki przyjdą.
                Gdy tylko Matt skończył zdanie zjawili się wszyscy, którzy przyjechali nam z pomocą.
- Nikomu nic się nie stało? – Spytałam przerażona.
- Nam nie za to Demetrii już nic nikomu nie zrobi.
- Dziękuje wam. – powiedziałam powoli podchodząc do nich.
- Trish a tu u was wszystko w porządku? – Spytała zaniepokojona Alice.
- Prawie.
- Co to oznacza?
- Matt się zrobił trochę nerwowy.
- Nie dziwię mu się skoro one na Ciebie najeżdżały. – Powiedział Edward,
- A skąd ty to wiesz? – Spytała Eva.
- Bo widzę to po swoim bracie.
- Możecie już stąd iść? Bo musimy uspokoić Matta. – Powiedział Jasper manipulującym głosem na co one od razu zawróciły i poszły w stronę domu Evy.
- Czyli już jest wszystko w porządku? – Zapytałam się Alice dla pewności.
- Można tak powiedzieć.
- Jak to?
- Volturii prędzej czy później przyjdą po Ciebie, jeśli się nie staniesz jedną z nas.
- A podczas wakacji nie można by tego załatwić jeśli do tego czasu nie przyjdą?
- Matt co ty na to?
- Jeśli sfora wyrazi zgodę to tak, ale jeśli to nie ja dokonam tej przemiany.
- Zgoda. – Powiedziała Alice. – Jackob a ty będziesz miał coś przeciwko?
- Wiesz, że najpierw muszę to ustalić z Samem.
- Ok.
- Możemy już iść się gdzieś się przejść? – Spytałam po chwili milczenia.
- No jasne. A gdzie chcesz iść?
- Kochanie a ty chyba powinnaś coś zjeść, bo przed wyjściem nic nie jadłaś.
- Ale ja nie jestem głodna.
- Ale musisz jeść.
- Jak nie jestem głodna to nie muszę.
- Jak sobie chcesz, ale jak zgłodniejesz to mów od razu to pójdziemy gdzieś coś zjeść.
- Dobrze.
                Poszliśmy na długi spacer. Przez całą drogę miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi. Wiedziałam, ze Matt ma to samo wrażenie i że nawet może mi powiedź kim jest ta osoba.
- Matt też masz wrażenie, że ktoś za nami idzie? – Spytałam, kiedy się nie odezwał na ten temat.
- Tak i nawet wiem kim są te osoby.
- A powiesz mi czy to jakaś tajemnica?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak.
- To są te Twoje koleżanki, które nas wtedy zaczepiły jak siedzieliśmy i czekaliśmy na wynik starcia z Demetrim.
- A czemu one idą w ogóle za nami?
- Nie wiem. Edward mógłbyś to sprawdzić?
- Jasne.
                Wszyscy czekaliśmy w milczeniu na to co Edward mógłby nam przekazać, a ja się przygotowywałam na najgorsze. Jednak po chwili się odezwał i wtedy potwierdziły się moje obawy.
- One idą za nami, bo myślą, że będą w stanie zepsuć wasz związek i że będziesz z którąś z nich.
- A one nie wiedzą, że ja nie jestem z Polski?
- Raczej nie, bo one chyba nawet nie myślą.
- Edward masz rację one nie myślą, bo nie wiedzą do czego służy mózg, skoro nawet ubierają się identycznie i robią to samo. – Powiedział mój ukochany.
                Nagle one do nas podeszły i zaczęły podlizywać się do Matta i Jackoba. Na co Jackob od razu im powiedział:
- Nie macie u mnie szans, bo ja już mam dziewczynę i z niej nie zrezygnuję za nic w świecie.
                Czego nie mogłam powiedzieć o Macie, bo wyglądał na zadowolonego z takiej adoracji dziewczyn, w tym samym momencie, co one zaczęły się do niego zalecać on przestał na mnie zwracać uwagę i chyba zapomniał, że w ogóle ma dziewczynę.
- Stella, Alice, Seth i Jasper pójdziecie się teraz ze mną przejść? – Powiedziałam błagalnym głosem.
- A co z Mattem, Edwardem, Emmettem i Jackobem?
- Jackob i Edward niech zostaną z Mattem i go pilnują, bo widzę, że on jest za bardzo zajęty nowymi dziewczynami.
- Ok. To chodź. – Powiedziała Stella łapiąc mnie pod łokieć.
                Dopiero w tym momencie poczułam, że jej temperatura jest ciała jest wyższa niż zwykłego człowieka.
                Poszliśmy na tyle daleko od miejsca w którym zostawiliśmy Matta, żeby nie usłyszał, że płaczę. Jasper próbował zapanować nad moimi emocjami, ale to mu się nie udało, bo to wszystko było silniejsze ode mnie.
                Miałam wrażenie, że mój świat przestaje istnieć. Wiedziałam, że Matt będzie musiał podjąć decyzję, która zmieni nasze stosunki raz na zawsze. Bo po tym co się dziś stało, nie mogłam już pozwolić na podobną sytuację.
- Trish będzie dobrze. – Uspokajała mnie Alice. – Nie widzę, żeby podjął jakąkolwiek decyzję. Myślę, że on po prostu chce im dać do zrozumienia, że nie mają u niego szans.
- Tak na pewno w ten sposób im to daje do zrozumienia, że się z nimi dobrze zabawia. – Powiedziałam wybuchając płaczem.
- Wszystko się jeszcze ułoży. – Powiedziała Stella.
- Ale Stella my już dzisiaj o tym rozmawiałyśmy.
- O czym? Bo nie pamiętam.
- Przypomnij sobie jak rozmawiałyśmy o tym jak zareagowałam na wieść o wyprowadzce do USA na myśl, że będę musiała kogoś zostawić i o tym na jakich ludzi najczęściej trafiam.
- Aaa… O tym mówisz?
- Tak i pamiętasz co ci wtedy mówiłam na temat Matta?
- Tak pamiętam.
- A mogłabyś nam powiedzieć? – Spytała Alice.
- Po prostu myślałam, że Matt to będzie ten jedyny, ale jak na razie to widzę, że się bardzo pomyliłam.
- Nawet tak nie mów. Matt Ciebie naprawdę kocha.
- Gdyba tak było to by nie zwracał uwagi na to, że Eva i Agnes się do niego przystawiają.
- A skąd masz pewność, że on na to zwraca uwagę?
- Może stąd, że nagle przestał na mnie zwracać uwagę jak je zauważył i wtedy już nic innego do niego nie docierało. Nawet to jak się was zapytałam, czy pójdziecie się ze mną przejść.
- Chyba masz rację. – Powiedziała zaniepokojona Alice.
- Mogę już wrócić do USA?
- Dlaczego nie chcesz być już dłużej w Polsce?
- A po co mam tu być dłużej? Żeby na zawsze stracić chłopaka, którego kocham.
- Masz racje, ale do Forks jeszcze nie możesz wrócić, bo nie jesteś na to jeszcze gotowa.
- To gdzie mogę wyjechać, żeby móc odpocząć psychicznie, ale nie stracić Matta?
- Ja coś załatwię, ale musisz parę dni wytrzymać.
- Dobrze.
                Gdy się już uspokoiłam wróciliśmy w miejsce, gdzie rozstaliśmy się z Mattem, Emmattem, Edwardem i Jackobem.
                Kiedy do nich podeszłam zauważyłam, że Matt całuje się z Agnes. Tego bum się po nim nie spodziewała.
                Tak się wściekłam, że pobiegłam w las i po dłuższej chwili, gdy znalazłam zwalony pień drzewa na ziemi, to usiadłam na nim i się rozpłakałam na dobre. Nie umiałam się za nic w świecie uspokoić. Wiedziałam, że to już będzie koniec mojego i Matta związku, ale nie umiałam przyjąć tego do wiadomości.
                W tym momencie nie myślałam o niczym innym, jak o swojej śmierci. Wtedy podszedł do mnie Edward.
- To nic nie zmieni jak się zabijasz, a pociągniesz wtedy za sobą serię nieszczęśliwych zdarzeń.
- Skąd masz tą pewność?
- Kiedyś myślałem, ze Bella nie żyje i pojechałem do Włoch, żeby sprowokować Volturich, bo nie miałem już wtedy sensu życia, ale ona żyła. Gdyby wtedy nie przyjechała z Alice do mnie to pewnie zrobiłbym coś głupiego, że teraz by mnie tu nie było. Niestety gdy tam przyjechały to o mało Bella nie została zabita przez nich, ponieważ wiedziała o nas, ale nie była wampirem, a każdy śmiertelnik który o nas wie musi stać się jednym z nas lub zginąć. Ale nie o tym chciałem ci powiedzieć. Chodzi mi o to, że swoją śmiercią możesz pociągnąć za sobą całą serię samobójstw.
- To co mam zrobić, skoro widzę, jak mój chłopak całuje się z dziewczyną, która wcześniej odebrała mi przyjaciółkę i się ze mnie wyśmiewa?
- Nie myśl. To jest najprostsze rozwiązanie.
- Ale nie umiem. A on w ogóle zauważył, że mnie nie ma?
- Muszę odpowiadać na to pytanie?
- Wiedziałam. – Powiedziałam kolejny raz wybuchając płaczem.
                Tym razem już Edward nie był w stanie mnie pocieszyć. Za to przyszli: Alice, Stella, Jasper i Seth.
                Stella mnie objęła ramieniem, żebym się uspokoiła, Jasper zaczął manipulować moimi emocjami w tym samym celu, a Alice, Seth i Edward zaczęli mnie pocieszać. Jednak nic nie pomogło.
                W pewnej chwili poczułam mocniejszy podmuch wiatry, ale wszyscy zaczęli się temu przyglądać. Nie wiedziałam co oni tam ujrzeli, dopóki przed moimi oczami nie ujrzałam Matta.
- Co ty tu w ogóle robisz? – Spytała oburzona Alice. – Po tym wszystkim jeszcze masz czelność się do niej zbliżać?
- To nie twoja sprawa.
- Chyba jednak też moja, bo zostawiasz dziewczynę wtedy, gdy Ciebie najbardziej potrzebuje.
- Wcale jej nie zostawiam.
- No nie wcale, tylko nią zdradzasz na jej oczach.
- Nie zdradzam jej, bo nią kocham.
- Gdybyś mnie kochał, to byś: zauważył, jak pierwszy raz się od was oddaliłam i nie poświęcał im tyle czasu i nie pocałował jednej z nich. – Powiedziałam ze łzami w oczach i wyrzutem w głosie.
                Matt powoli podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, na co ja w tym samym momencie się od niego odsunęłam. Wtedy on klęknął przede mną.
- Kochanie przepraszam cię, że to tak odebrałaś. Uwierz mi naprawdę jesteś dla mnie najważniejsza. Jesteś moją Julią. Jesteś tą jedyną, z którą chcę spędzić całą wieczność. Nie chcę żadnej innej dziewczyny, bo w moim martwym sercu jesteś tylko ty.
                Tego ukryć niestety nie mogę. Matt był mistrzem w mówieniu czułych słówek i manipulowaniu dziewczynami. Przy nim po prostu nie dało się być na niego złym dłużej niż czas, który był spędzany bez niego.
- Dam ci drugą szansę, ALE jest jeden warunek.
- Jaki? Zgodzę się na wszystko kochanie.
- Dopóki nie odbudujesz na nowo mojego zaufania nie możesz się widywać z tymi dziewczynami, z którymi nie masz styczności na co dzień.
- Dobrze, ale dlaczego stosujesz, aż tak drastyczne środki?
- Nie są drastyczne, a stosuje je dlatego, że po prostu ktoś mnie skrzywdził już w ten sposób.
- Dobrze kochanie, ale już się na mnie nie gniewaj. Proszę. – Powiedział Matt słodkim głosem po czym się do mnie czule przytulił.
- Postaram się, ale to zależy już tylko od Ciebie.
- Wiem, ale naprawdę kocham tylko Ciebie.
- Musisz mi to udowodnić na nowo, bo już w to nie wierzę, ale ostrzegam twoje pocałunki już nie wystarczą.
- A co wystarczy?
- Nie wiem. Musisz coś wymyślić.
- Dobrze. – Powiedział, po czym pocałował mnie w policzek. – Kocham Cię, naprawdę.
                Nic na to nie odpowiedziałam, tylko siedziałam, jak zaczarowana. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie mogłam nawet ruszyć ręką i nie byłam pewna skąd się to bierze.
- Matt? – Odezwała się Alice.
- Tak? – Spytał, po chwili namysłu.
- Czujesz to samo, co ja?
- Jakąś taką dziwną moc, która nie należy, ani do wampira, ani do wilkołaków i kotołaków?
- Tak. Ktoś jeszcze to czuje?
- Tak. – Odparli wszyscy zgodnie, poza mną.
                Miałam wrażenie, że coś mnie kontroluje. Nie wiedziałam, co to jest, ale miałam pewność, że nie należy do świata ludzi i ma wielką siłę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz