sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwudziesty trzeci Polowanie czas zacząć.

            Nie wszystkim spodobał się plan Jaspera, ale nie było czasu na wymyślanie innych opcji. Ta wydawała się najrozsądniejsza, mimo że dobrowolnie oddawaliśmy się w ręce naszego wroga.
            Umówiliśmy się, że o 24: 00 wszyscy będą czekać na miejscu. Jackob z Sethem przeobrazili się w wilki i poszli zawiadomić Sama i jego sforę o całym planie.
            Wszyscy wyszliśmy z domu Cullenów w tym samym czasie. W środku została tylko Renesmee z moją siostrą i Adamem, którzy przyszli dotrzymać jej towarzystwa.
            Matt i ja w drodze na polanę zdążyliśmy jeszcze zapolować. Gdy doszliśmy na umówione miejsce wybiła akurat godzina 24: 00.
            Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie bez powodu została nazwana „godziną czarownic”.
            Z wnętrza ziemi zaczęła wyłaniać się ciemna postać. Ubrana była z góry na dół w czerń. Czarne: spodnie, buty, bluzka, sweter i peleryna, która jako jedyna się wyróżniała, ponieważ pod spodem była czerwona. Nasz przeciwnik miał nawet włosy czarne.
            Przyjrzałam się uważnie naszemu wrogowi i zauważyłam, że jego aura jest czarna, niczym smoła. Wiedziałam, że tym razem Internet się nie mylił. Nasz nieprzyjaciel miał złe zamiary, co do całego świata, więc jego aura miała taki, a nie inny kolor.
            Wszyscy staliśmy w okręgu za drzewami w sporych odstępach między sobą. Wtedy już wiedziałam, że mamy do czynienia z potężnym czarnoksiężnikiem. Byłam pewna, że Edward przeczyta to w moich myślach.
            Niestety zaskoczyła mnie reakcja naszego przeciwnika, ponieważ on wybuchł głośnym śmiechem, którego echo niosło się przez cały las.
            To było straszne. Jego śmiech był tak przerażający, że włosy na ciele stawały dęba. Brzmiało to trochę tak, jakby starsza osoba chora na gruźlicę kaszlała i za chwilę miała wypluć swoje płuca.
            − Myślicie, że się przede mną schowacie? Nie dacie rady się przede mną ukryć. Ja zawsze was znajdę, a wtedy już nie macie ze mną szans. – Rozległ się w lesie zachrypnięty głos mężczyzny.
            Wtedy ni stąd ni zowąd pojawił się piorun, który uderzył w drzewo, za którym stała Stella.
            Konar przewrócił się na moją przyjaciółkę, która w tej chwili była przemieniona w kota i nią miażdżył. Nie mogłam na to spokojnie patrzeć, więc nie czekałam na dalsze reakcje naszego przeciwnika, tylko postanowiłam podbiec do Stelli i jej pomóc.
            Nie wybaczyłabym sobie, gdybym straciła swoją najlepszą przyjaciółkę przez pojedynek z naszym tym czarnoksiężnikiem.
            Pioruny uderzały wokół mnie, lecz nie to się teraz dla mnie liczyło. Wiedziałam, że jeśli jeden z nich mnie trafi to zginę, jednak zdrowie mojej najlepszej przyjaciółki, która jako jedyna była przy mnie w każdej sytuacji od kilku lat, było dla mnie ważniejsze.
            Musiałam nią uratować, bo życie bez Stelli nigdy nie byłoby już takie samo. Moja przyjaciółka zawsze mnie rozumiała i mogłam na niej polegać. Byłam pewna, że ona byłaby pierwszą osobą, która powiedziałaby mi o wszystkim bez wyjątku. Stella zawsze potrafiła mi powiedzieć prawdę, nawet tą najgorszą.
            Emmett jak zwykle myślał, że sobie nie poradzę z podniesieniem obalonego pnia. Jednak mój przyjaciel ciągle zapominał, że jestem nowonarodzoną i w tym momencie jestem silniejsza od niego.
            Zanim Emmett zdążył do mnie podbiec pozbyłam się konaru i spojrzałam przepraszająco na swoją przyjaciółkę szepcząc jej cicho te słowa. Wiedziałam, że Stella to usłyszy, ponieważ będąc kotołakiem miała tak dobry słuch, jak wilkołaki.
            Czekałam aż moja przyjaciółka się podniesie, jednak widziałam, że nie da rady. Drzewo musiało połamać jej jakieś kości, przez co miała problem wstać.
            Bałam się, że nasz nieprzyjaciel teraz zabije Stellę, ponieważ była teraz łatwą dla niego zdobyczą. Nie mogłam na to mu pozwolić. Widziałam jak się do niej zbliża ze sztyletem, których chciał wyciągnąć jej serce.
            Przykucnęłam przed swoja przyjaciółką gotowa do skoku na każdego, kto chciałby teraz krzywdzić moją przyjaciółkę. Obok mnie zaczęli pojawiać się wszyscy moi przyjaciele, którzy byli razem ze mną gotowi oddać życie za Stellę.
            Seth stanął nad swoją dziewczyną w postaci wilka i długo wpatrywał się w jej oczy. Wiedziałam, że kontaktują się telepatycznie.
            Im bardziej czarnoksiężnik zbliżał się w stronę mojej przyjaciółki tym bardziej przygotowywałam się do ataku na niego. W pewnym momencie usłyszałam cichy gardłowy charkot. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja warczałam na naszego przeciwnika.
            Nasz wróg, aby nas rozdzielić znów zaczął przywoływać błyskawice. Emmett, jako pierwszy pobiegł w jego stronę z obnażonymi kłami i próbował go zaatakować, jednak on go jednym zwinnym ruchem odepchnął.
            Czarnoksiężnik znów zaśmiał się w ten swój przerażający sposób, a mnie ciarki przeszły po całym ciele.
            − Myślicie, że uda wam się pokonać Wielkiego Tristana Mrocznego? Nigdy wam się to nie uda. Jedyny sposób, aby mnie zabić to spalenie mnie żywcem, ale nie wykonacie tego, bo sami zginiecie przez ogień. – Znów rozległ się ten sam zachrypnięty głos, a zaraz za nim ten paskudny śmiech.
            Spojrzałam z nadzieją na Matta, żeby mój chłopak, coś na to poradził zatrzymując czas.
            Na szczęście mój ukochany zrozumiał przesłanie i zatrzymał czas. Jackob na chwilę zniknął za drzewami później pojawił się w samych spodniach i trzymał w ręku pochodnię z ogniem, po czym rzucił nią w stronę czarnoksiężnika.
            Ogień od razu zaczął pochłaniać jego ciało. To było przerażające, więc od razu wtuliłam się mocno w ciało swojego chłopaka i schowałam twarz w jego ramieniu.
            Matt przywrócił czas i usłyszałam przerażający krzyk „Wielkiego Tristana Mrocznego”, jak to przed chwilą nazwał się nasz nieprzyjaciel.
            Chwilę później nie zostało już z niego nic poza garścią popiołu. Na wszelki wypadek postanowiliśmy zebrać jego prochy i rozsypać po lesie w razie, gdyby potrafił pozbierać się z popiołów.
            Nawet nie zauważyłam, kiedy Seth zdążył się zmienić powrotem w człowieka. Spojrzałam w stronę Stelli, która nadal była w postaci kota i skamlała z bólu.
            Wiedziałam, że to był błąd zabierając ich wszystkich na tą wyprawę, ponieważ to było to przewidzenia, że któreś z moich przyjaciół może nie wyjść z tego cało.
            Bolało mnie to, iż nie byłam w stanie pomóc swojej najlepszej przyjaciółce w takim cierpieniu.
            − Chłopaki zaniesiecie nią do naszego domu? – Zapytał Carlisle spoglądając po kolei na: Setha, Jackoba i Emmetta.
            Bez słowa podeszli do mojej przyjaciółki i delikatnie nią podnieśli, aby nie wyrządzić jej większej krzywdy i skierowali się w ludzkim tempie w stronę domu Cullenów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz