sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwudziesty szósty Ona mnie naprawdę przeraża. Czemu zawsze musi postawić

            Myślałam, że po kilku dniach wszystko wróci do normy, jednak nie miałam racji.
            Alice ciągle nas męczyła pytaniami, czy może urządzić nasz dom. Niestety ja aktualnie nie miałam do tego głowy.
            Ciągle przed oczami miałam wizję ostatniego polowania, podczas którego zabiłam człowieka.
            Nie umiałam sobie wybaczyć, że nie zapanowałam nad instynktem. Przecież ten chłopak miał rodzinę, przyjaciół…
            A ja tak bez skrupułów wyssałam z niego całe życie. Wtedy zrozumiałam, że jestem potworem i powinnam trzymać się z daleka od ludzi.
            Byłam zagrożeniem dla swojej rodziny, przyjaciół, takich jak Stella, czy Seth. Nawet dla Renesmee stanowiłam zagrożenie, ponieważ w jej żyłach ciągle płynęła krew, mimo że w połowie była wampirem.
            Zależało mi na ich bezpieczeństwie i nie mogłam pozwolić na to, aby moja rządza krwi zabiła wszystkie bliskie mi osoby.
            Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że chciałam czuć więcej ludzkiej krwi spływającej w moim gardle.
            Wiedziałam, że zwierzęca krew nigdy mnie tak nie nasyci, jak mój ostatni posiłek.
            Matt od tamtego wieczoru zrobił się bardziej czujny. Więcej czasu poświęcał na obserwowanie mnie.
            Gdy tylko robiłam się bardziej spięta w towarzystwie naszych wilczych przyjaciół razem z Emmettem wyprowadzali mnie z domu Cullenów i zabierali na spacer po lesie do momentu aż zapoluję na jakieś zwierzę i nieco się uspokoję.
            Podczas pierwszej takiej sytuacji zapolowałam na sarnę, jednak krew tego zwierzęcia nie chciała mi przepłynąć przez gardło.
            Nie smakowała już tak, jak dotychczas. Albo raczej smakowała tak, jak zawsze a mi brakowało smaku ludzkiej krwi.
            Ona była wykwintna. Smakowała całkiem inaczej niż zwierzęca. Była lepsza, słodsza, miała więcej żelaza w sobie, przez co od razu gasiła moje pragnienie.
            Aby krew zwierząt wywołała podobne skutki musiałabym zabić wszystkie zwierzęta w lesie.
            Pewnego dnia Alice i Matt wybrali się na miejsce zbrodni dokonanej przez mnie. Nie miałam pojęcia, po co tam poszli. Przecież i tak nic im to nie dało. Jednak chciałam wiedzieć, co tam zastali po tylu dniach.
            Niestety żadne z nich nie chciało mnie o tym poinformować.
            Najbardziej cieszył mnie fakt, że Stella w pełni powróciła do sił i znów mogła zmieniać się w kota.
            Angela teraz też spędzała więcej czasu z nami, ponieważ moi bliscy z Polski wrócili już do swojego kraju. Jednak noce nadal spędzała w domu moich rodziców.
            Wieczorem, gdy wszyscy razem siedzieliśmy w salonie Cullenów i rozmawialiśmy, Matt podszedł do mnie. Usiadł obok mnie na kanapie i ujął moją twarz w swoje dłonie, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
            Po pierwsze nadal nie mogłam uwierzyć w to, że przy jego dotyku nie przeszywa mnie już gęsia skórka, a jego usta są delikatne niczym płatki róż.
            Po drugie od tamtego feralnego wieczoru mój chłopak już mi nie okazywał tylu czułości, co wcześniej.
            − Kochanie przepraszam. Wiem, że ostatnio dziwnie się zachowywałem, ale sam nie umiem uwierzyć, że to wszystko, co się ostatnio dzieje w naszym życiu jest prawdą. Z jednej strony wszystko jest, jak w pięknym śnie, bo mam Ciebie. A z drugiej na naszych oczach rozgrywa się koszmar. Twoja przemiana, czarownik, ten chłopak. Nie tak wyobrażałem sobie nasze życie. – Powiedział czule patrząc na mnie swoimi miodowymi oczami.
            Byłam w szoku, gdy usłyszałam od niego tak długą wypowiedź. Od kilku dni prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy.
            Wtedy przyszła do nas Alice. Dziewczyna była uśmiechnięta od ucha do ucha, ale przez ostatnie dni zadawała mi tylko jedno pytanie i zawsze, gdy chciała je zadać miała właśnie taką minę.
            − Trish mogę wam urządzić ten dom? Proszę, proszę, proszę… - Powiedziała słodkim dziecięcym głosem.
            Od razu wybuchłam głośnym śmiechem, choć ostatnio trudno było mnie rozweselić.
            − Alice uwierz teraz nie mam głowy, aby o tym myśleć, a ty mówisz tylko o jednym. Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko mnie dręczyć? – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Moja przyjaciółka na chwilę się zamyśliła, po czym spojrzała znów na mnie.
            − Nie mam nic do roboty. I będę Cię nachodzić dopóki się nie zgodzisz. – Powiedziała z poważną miną.
            Matt wstał z kanapy i wyciągnął do mnie rękę niewiedząc, co mój wampir ma w planach niepewnie ujęłam jego dłoń.
            Pomógł mi wstać i skierował się w stronę szklanych drzwi prowadzących w stronę lasu.
            Najpierw wybraliśmy się na polowanie, a następnie Matt skierował się w tak dobrze znany mi region lasu.
            To tam wszystko się zaczęło. Właśnie w tamtym miejscu pierwszy raz zapolowałam, poznałam swój dar oraz stoczyliśmy bitwę z czarnoksiężnikiem, który chciał zniszczyć cały świat.
            Mój chłopak zabrał mnie do małej drewnianej chatki, gdzie jeszcze niedawno mieszkał nasz wróg a niebawem my mieliśmy tam zamieszkać.
            Skończyliśmy robić porządki wyrzucając resztę słoików z gałkami ocznymi i innymi niezidentyfikowanymi obiektami.
            Gdy wróciliśmy do domu Cullenów Alice znów zaczęła swoje przedstawienie zadając mi ciągle jedno pytanie.
            − Niech Ci będzie, ale daj mi już święty spokój. – Powiedziałam w pewnym momencie, gdy miałam już dość słuchania w kółko jednego.
            Gdy usłyszała, że dostała pozwolenie zaczęła skakać i cieszyć się, jak małe dziecko.
            Nie chciało mi się już dłużej z nią siedzieć w jednym pomieszczeniu, wiec poszłam do pokoju Matta, który akurat siedział na kanapie i robił coś na swoim laptopie.
            − Myszko, co się stało, że jesteś jakaś taka podenerwowana? – Zapytał opiekuńczym tonem.
            − Mam dość twojej siostry. Ona mnie kiedyś wykończy. Czy ona zawsze musi postawić na swoim? – Zapytałam zrezygnowana siadając obok niego.
            Matthew objął mnie opiekuńczo ramieniem, a ja oparłam swoje głowę o jego ramię.
            − Cóż kotku taka właśnie jest Alice. – Odparł z uśmiechem i delikatnie pocałował mnie w czubek głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz