sobota, 31 maja 2014

Rozdział dwudziesty siódmy Alice, Alice, Alice... Czy Ty kiedyś dasz za wygraną

            Moja przyjaciółka mnie przeraża. Odkąd dla świętego spokoju zgodziłam się, aby urządziła nasz dom to teraz nawet nie pozwala mi się zbliżać w tamte okolice.
            Czy o na zawsze była taka uparta, czy teraz się taka stała? Niestety nie umiem na to pytanie odpowiedzieć.
            Jednak żadnego z moich przyjaciół nie zamieniłabym na nic innego pod słońcem.
            − Trish idziemy na polowanie? – Zapytał Matt późnym wieczorem.
            Od razu zgodziłam się na jego propozycję i pognaliśmy w stronę lasu. Mimo ciemności wokół mnie widziałam wszystko idealnie. Kochała moje wampirze zdolności, które pozwalały mi na znacznie więcej niż moje zwykłe ludzkie ciało.
            Od razu zauważyłam samotną sarnę biegającą po lesie. Na szczęście moja ofiara jeszcze nie zorientowała się, że nią obserwuję, więc od razu przeszłam do ataku.
            Zwierzę przez chwilę próbowało mi się wyrwać jednak, gdy ciepła, gęsta, metaliczna ciecz z tętnicy szyjnej sarny zaczęła spływać po moim przełyku, zwierzę od razu się uspokoiło a ja zaczęłam delektować się posiłkiem.
            Niedługo później wyssałam tchnienie ze swojej zdobyczy otarłam twarz wierzchem dłoni i odwróciłam się w poszukiwaniu Matta.
            Mój chłopak stał oparty o drzewo, przez co wyglądał, jak posąg. W jednej chwili znalazłam się przy nim i objęłam go w pasie opierając swoją głowę na jego klatce piersiowej. Matthew objął mnie swoimi ramionami i staliśmy przez dłuższy czas w bezruchu.
            Nagle sobie uświadomiłam, jak bardzo moje życie zmieniło się od chwili, gdy go poznałam. Wiedziałam, że Matt był tym jedynym. Przy żadnym innym chłopaku nie czułam się tak, jak przy moim wampirze. Naprawdę go kochałam i chciałam z nim spędzić swoje wieczne życie.
            − Maleńka, o czym myślisz? – Spytał delikatnym tonem.
            Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego cudowne tęczówki koloru płynnego miodu szeroko się przy tym do niego uśmiechając.
            − Myślę po prostu o tym, jak bardzo cię kocham miśku. – Po tych słowach wspięłam się na palce i złożyłam krótki, czuły pocałunek na jego ustach.
            − Też Cię kocham mysiu. – Odparł z uśmiechem. – Wracamy do domu?
            Przytaknęłam mu ruchem głowy i pomknęliśmy w stronę domu Cullenów trzymając się za ręce.
            Wchodząc do domu od razu zamknęliśmy się w stronę jego pokoju. Mój ukochany włączył swój laptop i włączył jedną z piosenek do walca wiedeńskiego. Była to piosenka Chantal Lebrun – Paris Se Regarde. Chwilę później wirowaliśmy już w walcu po całym pomieszczeniu.
            Okazało się jednak, że mamy tłum gapiów za sobą. Była to cała przybrana rodzina mojego wampira. W tej chwili przestaliśmy tańczyć i Matthew wyłączył muzykę.
            − Nie macie, na co patrzeć? – Zapytał z uśmiechem mój ukochany.
            Chwilę rozmawialiśmy z jego „rodzeństwem”, lecz później chcieliśmy zostać sami. Gdy wszyscy wyszli z pokoju usiadłam na kanapie i wtuliłam się w ciało Matta.
            − Kochanie, a my naprawdę nie możemy wystąpić w tym kolejnym etapie mistrzostw? Dobrze wiesz, że to jest marzenie mojego życia. – Powiedziałam z miną smutnego szczeniaczka.
            Matthew głośno westchnął i długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Później jednak spojrzał mi głęboko w oczy.
            − Kotuś też chcę tam wystąpić, bo to dla nas wielka szansa, ale niestety to nie zależy od nas. Jeśli Carlisle podejmie decyzję, że jesteś już gotowa na powrót do normalnego życia wśród ludzi to na pewno pokażemy się na mistrzostwach kontynentu. Jednak chcę, żebyś wiedziała, że mimo wszystko kocham Cię. Kocham Cię i chcę być zawsze przy Tobie. – Powiedział czułym tonem i wpił się w moje usta.
            Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich ukazała się Alice. Dziewczyna była uśmiechnięta od ucha do ucha. Matt odsunął się na chwilę ode mnie i spojrzał na swoją przybraną siostrę.
            − Możemy chwilę porozmawiać? – Zapytała, w taki sposób, jakby nie znała odpowiedzi.
            Jednak i tak na nią nie czekała tylko weszła i usiadła na kanapie obok mnie.
            − Trish za dwa miesiące są twoje urodziny i chcę wiedzieć, czy mogę wyprawić Ci wspaniałe przyjęcie urodzinowe z tej okazji, że kończyć osiemnaście lat? – Zapytała moja przyjaciółka.
            Wzniosłam oczy ku niebu. Skąd ta dziewczyna czerpie siły na to wszystko? Przecież od dwóch tygodni już urządzała nasz nowy dom.
            − Alice, Alice, Alice… - powiedziałam i z niedowierzaniem pokręciłam głową. – Czy Ty kiedyś dasz za wygraną? Jeszcze nie skończyłaś jednej podjętej się rzeczy, a już chcesz brać się za następną.
            Moja przyjaciółka szeroko się uśmiechnęła i tylko wzruszyła ramionami. Wiedziałam, że ona nie odpuści i będzie mnie męczyć tak, jak dwa tygodnie temu. Więc niechętnie się zgodziłam.
            Alice była tak uszczęśliwiona, że od razu rzuciła mi się na szyję. Siedziała z nami jeszcze jakiś czas w pokoju.
            Rozmawialiśmy o wielu rzeczach niekoniecznie związanych z jej planowanym przyjęciem.
            Gdy wychodziła z pokoju odwróciła się w naszą stronę i rzuciła w Matta kluczami.
            − Zapomniałabym. Wszystko tam już macie gotowe i w każdej chwili możecie się tam wprowadzać. – Odparła zadowolona z siebie Alice i opuściła pokój.
            Dziewczyna zostawiła nas zdezorientowanych. Jakim cudem udało jej się w takim szybkim czasie wyremontować tą ruderę? Nie miałam pojęcia, ale byłam ciekawa owoców jej pracy.
            Chyba nie tylko ja, bo Matt wstał z kanapy i wyciągnął do mnie rękę. Bez żadnych oporów podałam mu dłoń i zbiegliśmy po schodach.
            Był środek nocy, a my biegliśmy przez ciemny las. Po drodze postanowiłam jeszcze raz zapolować. Niedługo później byliśmy już przed naszym nowym domem.
                                                                                                                                                                   
Hejka

Kilka spraw technicznych. Tak wiec blog zostal juz w calosci przeniesiony i niebawem powinny sie ukazac nowe rodzialy.
Poza tym wszystkim ktorzy lubia blogi o Justinie Bieberze chciaabym polecic blog http://aslongasyouloveme94.blogspot.com/. Sama go czytam i uwazam ze jest bardzo ciekawy.
Wiec jeszcze raz zachecam do czytania wszystkich moich blogow, ktore sa wzmienione w zakladce Moje Blogi.
Zycze milego czytania.
PS. Pozostaw po sobie pamiatke, ze odwiedziles tego bloga = komentarz

Rozdział dwudziesty szósty Ona mnie naprawdę przeraża. Czemu zawsze musi postawić

            Myślałam, że po kilku dniach wszystko wróci do normy, jednak nie miałam racji.
            Alice ciągle nas męczyła pytaniami, czy może urządzić nasz dom. Niestety ja aktualnie nie miałam do tego głowy.
            Ciągle przed oczami miałam wizję ostatniego polowania, podczas którego zabiłam człowieka.
            Nie umiałam sobie wybaczyć, że nie zapanowałam nad instynktem. Przecież ten chłopak miał rodzinę, przyjaciół…
            A ja tak bez skrupułów wyssałam z niego całe życie. Wtedy zrozumiałam, że jestem potworem i powinnam trzymać się z daleka od ludzi.
            Byłam zagrożeniem dla swojej rodziny, przyjaciół, takich jak Stella, czy Seth. Nawet dla Renesmee stanowiłam zagrożenie, ponieważ w jej żyłach ciągle płynęła krew, mimo że w połowie była wampirem.
            Zależało mi na ich bezpieczeństwie i nie mogłam pozwolić na to, aby moja rządza krwi zabiła wszystkie bliskie mi osoby.
            Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że chciałam czuć więcej ludzkiej krwi spływającej w moim gardle.
            Wiedziałam, że zwierzęca krew nigdy mnie tak nie nasyci, jak mój ostatni posiłek.
            Matt od tamtego wieczoru zrobił się bardziej czujny. Więcej czasu poświęcał na obserwowanie mnie.
            Gdy tylko robiłam się bardziej spięta w towarzystwie naszych wilczych przyjaciół razem z Emmettem wyprowadzali mnie z domu Cullenów i zabierali na spacer po lesie do momentu aż zapoluję na jakieś zwierzę i nieco się uspokoję.
            Podczas pierwszej takiej sytuacji zapolowałam na sarnę, jednak krew tego zwierzęcia nie chciała mi przepłynąć przez gardło.
            Nie smakowała już tak, jak dotychczas. Albo raczej smakowała tak, jak zawsze a mi brakowało smaku ludzkiej krwi.
            Ona była wykwintna. Smakowała całkiem inaczej niż zwierzęca. Była lepsza, słodsza, miała więcej żelaza w sobie, przez co od razu gasiła moje pragnienie.
            Aby krew zwierząt wywołała podobne skutki musiałabym zabić wszystkie zwierzęta w lesie.
            Pewnego dnia Alice i Matt wybrali się na miejsce zbrodni dokonanej przez mnie. Nie miałam pojęcia, po co tam poszli. Przecież i tak nic im to nie dało. Jednak chciałam wiedzieć, co tam zastali po tylu dniach.
            Niestety żadne z nich nie chciało mnie o tym poinformować.
            Najbardziej cieszył mnie fakt, że Stella w pełni powróciła do sił i znów mogła zmieniać się w kota.
            Angela teraz też spędzała więcej czasu z nami, ponieważ moi bliscy z Polski wrócili już do swojego kraju. Jednak noce nadal spędzała w domu moich rodziców.
            Wieczorem, gdy wszyscy razem siedzieliśmy w salonie Cullenów i rozmawialiśmy, Matt podszedł do mnie. Usiadł obok mnie na kanapie i ujął moją twarz w swoje dłonie, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
            Po pierwsze nadal nie mogłam uwierzyć w to, że przy jego dotyku nie przeszywa mnie już gęsia skórka, a jego usta są delikatne niczym płatki róż.
            Po drugie od tamtego feralnego wieczoru mój chłopak już mi nie okazywał tylu czułości, co wcześniej.
            − Kochanie przepraszam. Wiem, że ostatnio dziwnie się zachowywałem, ale sam nie umiem uwierzyć, że to wszystko, co się ostatnio dzieje w naszym życiu jest prawdą. Z jednej strony wszystko jest, jak w pięknym śnie, bo mam Ciebie. A z drugiej na naszych oczach rozgrywa się koszmar. Twoja przemiana, czarownik, ten chłopak. Nie tak wyobrażałem sobie nasze życie. – Powiedział czule patrząc na mnie swoimi miodowymi oczami.
            Byłam w szoku, gdy usłyszałam od niego tak długą wypowiedź. Od kilku dni prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy.
            Wtedy przyszła do nas Alice. Dziewczyna była uśmiechnięta od ucha do ucha, ale przez ostatnie dni zadawała mi tylko jedno pytanie i zawsze, gdy chciała je zadać miała właśnie taką minę.
            − Trish mogę wam urządzić ten dom? Proszę, proszę, proszę… - Powiedziała słodkim dziecięcym głosem.
            Od razu wybuchłam głośnym śmiechem, choć ostatnio trudno było mnie rozweselić.
            − Alice uwierz teraz nie mam głowy, aby o tym myśleć, a ty mówisz tylko o jednym. Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko mnie dręczyć? – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
            Moja przyjaciółka na chwilę się zamyśliła, po czym spojrzała znów na mnie.
            − Nie mam nic do roboty. I będę Cię nachodzić dopóki się nie zgodzisz. – Powiedziała z poważną miną.
            Matt wstał z kanapy i wyciągnął do mnie rękę niewiedząc, co mój wampir ma w planach niepewnie ujęłam jego dłoń.
            Pomógł mi wstać i skierował się w stronę szklanych drzwi prowadzących w stronę lasu.
            Najpierw wybraliśmy się na polowanie, a następnie Matt skierował się w tak dobrze znany mi region lasu.
            To tam wszystko się zaczęło. Właśnie w tamtym miejscu pierwszy raz zapolowałam, poznałam swój dar oraz stoczyliśmy bitwę z czarnoksiężnikiem, który chciał zniszczyć cały świat.
            Mój chłopak zabrał mnie do małej drewnianej chatki, gdzie jeszcze niedawno mieszkał nasz wróg a niebawem my mieliśmy tam zamieszkać.
            Skończyliśmy robić porządki wyrzucając resztę słoików z gałkami ocznymi i innymi niezidentyfikowanymi obiektami.
            Gdy wróciliśmy do domu Cullenów Alice znów zaczęła swoje przedstawienie zadając mi ciągle jedno pytanie.
            − Niech Ci będzie, ale daj mi już święty spokój. – Powiedziałam w pewnym momencie, gdy miałam już dość słuchania w kółko jednego.
            Gdy usłyszała, że dostała pozwolenie zaczęła skakać i cieszyć się, jak małe dziecko.
            Nie chciało mi się już dłużej z nią siedzieć w jednym pomieszczeniu, wiec poszłam do pokoju Matta, który akurat siedział na kanapie i robił coś na swoim laptopie.
            − Myszko, co się stało, że jesteś jakaś taka podenerwowana? – Zapytał opiekuńczym tonem.
            − Mam dość twojej siostry. Ona mnie kiedyś wykończy. Czy ona zawsze musi postawić na swoim? – Zapytałam zrezygnowana siadając obok niego.
            Matthew objął mnie opiekuńczo ramieniem, a ja oparłam swoje głowę o jego ramię.
            − Cóż kotku taka właśnie jest Alice. – Odparł z uśmiechem i delikatnie pocałował mnie w czubek głowy.

Rozdział dwudziesty piąty To było straszniejsze, niż wszystko inne, co do tej pory

            W drodze powrotnej do domu Cullenów razem z Mattem postanowiliśmy zapolować. Dobiegliśmy na polanę, gdzie pierwszy raz piłam zwierzęcą krew i cała ta dziwna historia z czarodziejem się zaczęła.
            Zamknęłam oczy i wyostrzyłam wszystkie swoje zmysły. Nagle uderzył mnie silny zapach krwi.
            Moja ofiara była niedaleko, a jej serce biło bardzo szybko z wysiłku. Puściłam się za nią biegiem. Mój chłopak próbował mnie powstrzymać, lecz tym razem mu się to nie udało, ponieważ ja nadal byłam od niego silniejsza.
            Był tam, leżał na śniegu odpoczywając po długim biegu. Nie spodziewał się zagrożenia. Stanęłam za drzewami, aby nie mógł mnie zauważyć i go obserwowałam.
            W pewnym momencie wyskoczyłam z ukrycia i zaatakowałam. Dopadłam ofiarę tak jak lew antylopę.
            Chwilę później ciepła, gęsta ciecz spływała do mojego żołądka i zaspokoiła całe moje pragnienie.
            Było to dziwne uczucie, ponieważ krew zwierząt nigdy w pełni mnie nie nasycała.
            Dopiero później spojrzałam na ciało zabitej przeze mnie istoty. Przeraził mnie widok, który zobaczyłam.
            Na ziemi leżał człowiek, z którego uleciało życie przez mój brak samokontroli. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam.
            Byłam potworem. Chciałam stamtąd uciec. Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego poskładać w całość. Zaślepiło mnie pragnienie, przez co nie umiałam odróżnić człowieka od zwierzęcia.
            Usiadłam po drzewem na końcu polany i z przerażenia cała się trzęsłam. Wtedy podszedł do mnie mój chłopak i klęknął przede mną.
            Po tym wszystkim nie umiałam mu spojrzeć w oczy. Wiedziałam, że go zawiodłam. Matt przecież od samego początku nie chciał, abym stała się taka jak on. A teraz po tym wszystkim na pewno się ode mnie odwróci.
            On jednak ujął mnie za podbródek i skierował moją twarz w swoją stronę tak, abym mu spojrzała w oczy.
            Mój ukochany spojrzał na mnie swoimi pięknymi dużymi oczami w kolorze płynnego miodu. Jednak jego wzrok nie był surowy tylko delikatny.
            − Trish, kotku nie martw się tyle. Mi też i wielu innym wampirom z mojej rodziny się to przydarzyło na samym początku po przemianie. – Powiedział mój chłopak czułym tonem.
            Podniósł mnie z ziemi i wziął mnie na ręce, po czym skierował się ze mną w stronę domu.
            Biegł z wampirzą prędkością, przez co po niecałych dwóch minutach byliśmy na miejscu.
            Od drzwi zagadnęła nas Alice, która namawia nas, aby mogła urządzić nasz dom, ale aktualnie nie miałam głowy do myślenia o tym.
            Nie chciałam z nikim rozmawiać, więc poszłam do pokoju Matta i usiadłam na kanapie.
            Większość moich przyjaciół była już w szkole, łącznie ze Stellą, która po ciężkich przeżyciach minionej nocy szybko wróciła do formy.
            Miałam, więc kilka godzin, aby na spokojnie wszystko sobie przemyśleć, ponieważ Edwarda nie było w pobliżu, bo uczył się znów w szkole razem z innymi naszymi przyjaciółmi.
            Wtedy do mnie przyszedł mój chłopak razem z Jasperem i Alice. Od razu poczułam, że moje myśli się uspokajają. Znów byłam sobą.
            Moja przyjaciółka i mój ukochany usiedli po obu moich stronach, natomiast chłopak Alice stał oparty o ścianę naprzeciwko mnie i kontrolował moje emocje.
            − Wiem, że cierpisz z tego powodu, co się przez ostatnie dni i godziny działo w twoim życiu, ale nie możesz się obwiniać o wszystko. Tak samo nie powinnaś się obwiniać o to, że nie pohamowałaś swojego pragnienia. Uwierz mi nawet dorosłe wampiry mają z tym problem, a ja jestem tego dobrym przykładem. W końcu uda ci się opanować tę sztukę, jednak to musi trochę potrwać. – To była najdłuższa wypowiedź, jaką usłyszałam z ust Jaspera.
            Poczułam, jak mój przyjaciel przestaje kierować moimi uczuciami, jednak już przestałam się wszystkim zamartwiać, dzięki jego wypowiedzi.
            Niestety Alice nadal nas męczyła pytaniem, czy będzie mogła urządzić nasz dom. Nie chciałam jej teraz odpowiadać, bo sama jeszcze nie wiedziałam.
            Chodziła za nami, aż do wieczoru i zadawało w koło jedno pytanie. Była bardziej nieznośna, niż dziecko, które wojuje rodzicom w sklepie o zabawkę.
            To było straszniejsze niż to, co się stało w ciągu kilku ostatnich dni. Moja przemiana, wojna z Volturii, chory psychicznie czarownik i śmierć niewinnego człowieka mogły się schować przy tym jak Alice potrafiła być natrętna ze swoim ciągłym pytaniem o to samo.

Rozdział dwudziesty czwarty Na szczęście wszystko dobrze się skończyło

            W tym czasie, co moi przyjaciele zanosili Stellę do domu Carlisla, Matt i ja postanowiliśmy rozsypać popiół ze spalonego ciała naszego nieprzyjaciela po okolicy.
            Gdy wróciliśmy do domu wszyscy już tam byli. Adam i Angela poszli już do moich rodziców. Renesmee na nasz widok od razu odetchnęła z ulgą.
            − Jak wam poszło? – Zapytała moja przyjaciółka wyczekując mojej odpowiedzi.
            Spojrzałam w stronę Matta i odetchnęłam głęboko. Nadal nie mogłam sobie wybaczyć, że moja najlepsza przyjaciółka, jeszcze z czasów, gdy mieszkałam w Polsce, teraz przeze mnie cierpiała z bólu.
            − Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, co stało się Stelli. To wszystko moja wina. – Powiedziałam stając przy oknie, gdzie zwykle stawał Jasper i zaczęłam wpatrywać się w przestrzeń.
            Mój nowy wzrok był niesamowity. Widziałam wszystko tak wyraźnie, że nawet noc nie była dla mnie problemem, aby móc ujrzeć drzewa znajdujące się po drugiej stronie strumyka.
            Wszyscy moi przyjaciele zaczęli protestować, że to nie była moja wina i nic nie mogłam na to poradzić. Przecież nawet Alice nie umiała tego przewidzieć.
            Jednak poczucie winy nie dawało mi spokoju. Nagle z gabinetu wyszedł Carlisle.
            − Co z nią? – Zapytałam od razu, gdy tylko go zobaczyłam.
            Przybrany ojciec mojego chłopaka spojrzał na mnie i powiedział, że jej kości szybko się zrastają, więc najprawdopodobniej rano będzie już zdrowa.
            Lekarz podał mojej przyjaciółce jakieś leki przeciwbólowe, przez co powinna spać do rana.
            Jednak tak nie było. Dwie godziny, po powrocie Carlisla w jego gabinecie rozległ się potworny pisk, jakiegoś zwierzęcia.
            Wszyscy w ułamku sekundy się tam znaleźliśmy, aby sprawdzić, dlaczego Stella krzyczy.
            Okazało się, że przez sen zmieniła się w kota i na nowo połamała sobie wszystkie kości.
            To było straszne. Nie mogłam patrzeć, jak moja przyjaciółka cierpi. Była dla mnie niczym siostra. Zawsze mnie wspierała i potrafiła mi powiedzieć wszystko, co o mnie sądzi w twarz. Nawet najbardziej bolesnej prawdy przede mną nigdy nie ukrywała. Przez to nasza więź przetrwała tyle czasu.
            Chciałam zrobić wszystko, aby ulżyć jej w bólu. Jednak nie wiedziałam, co mogę zrobić, aby jej pomóc.
            Miałam wrażenie, że w ciągu jednej chwili stałam się potworem, który narażał bliskie osoby na niebezpieczeństwo.
            Chciałam od tego uciec. Niestety nie mogłam się zabić, bo wampiry były nieśmiertelne. Niszczył nas tylko ogień.
            Teraz żałowałam, że Jackob nie spalił mnie razem z czarnoksiężnikiem, który polował na moich przyjaciół.
            Nie mogłam się pogodzić z faktem, co stało się mojej przyjaciółce. Gdy Carlisle opanował całą sytuację poprosił mnie o opuszczenie pokoju.
            − Nie mogę z nią zostać? Chcę być teraz przy niej. Wiem, że Stella teraz potrzebuje spokoju, ale także tego, aby ktoś bliski był tutaj. – Powiedziałam proszącym tonem z miną smutnego szczeniaczka.
            Doktor zgodził się, żebym została w gabinecie. Usiadłam na krześle przy łóżku szpitalnym, na którym leżała moja przyjaciółka.
            Spędziłam przy niej całą noc. Ciągle przepraszałam nią za wszystko, co się stało tego wieczoru.
            Rano, gdy się obudziła uśmiechnęła się do mnie z wysiłkiem i próbowała wstać, jednak nią powstrzymałam i zawołałam Carlisla.
            − Trish, ale ja się już naprawdę dobrze czuję. – Zaprotestowała moja przyjaciółka.
            Zignorowałam jej uwagę, bo akurat do gabinetu wszedł przybrany ojciec Matta.
            Przez chwilę badał jej złamane kości, które zrosły się w zatrważającym tempie, a następnie odpiął nią od kroplówki z lekiem przeciwbólowym i wyszedł z pomieszczenia.
            − Stella przepraszam Cię za wczoraj. To nie powinno się tak skończyć. Wiem, że to moja wina i nie mów, że jest inaczej, bo ja i tak wiem swoje. – Powiedziałam delikatnie przytulając swoją przyjaciółkę.
            − Dziewczyno ogarnij się. To nie jest twoja wina. Nikt nie mógł tego przewidzieć, bo gdyby tak się dało, to Alice na pewno by o wszystkim wiedziała. Przestań zwalać na siebie całą winę. – Powiedziała Stella nieco wytrącona z równowagi moim ciągłym obwinianiem się za wszystko.
            Niedane nam było dłużej porozmawiać, bo do gabinetu weszli nasi przyjaciele. Seth przytulił się do swojej dziewczyny i czule nią pocałował w policzek.
            − Martwiłem się o Ciebie. – Powiedział słodkim głosem i zaczął nią czule całować.
            Wszyscy postanowiliśmy wyjść i dać im trochę przestrzeni. Nagle Matt mi zaproponował, żebyśmy pobiegli do tamtego domku, w którym wszystko się zaczęło.
            Dotarcie tam zajęło nam nie całe pięć minut. Wszystko tam się zmieniło. Nie było już tam tak ciepło. Palmy zniknęły i znów ziemia była pokryta śniegiem.
            Gdy weszliśmy do środka nie zastaliśmy tam żadnych zmian. Wtedy Matt mnie zaskoczył. Podszedł do mnie, stanął za mną i przytulił się do mnie od tyłu, po czym oparł swoją głowę o moje ramię.
            − Kochanie, co ty na to, żeby tutaj trochę posprzątać? Później moglibyśmy w nim zamieszkać. – Wyszeptał mi do ucha mój chłopak.
            Odwróciłam się w jego stronę. Miał poważny wyraz twarzy, jednak jego oczy pozostawały czułe i delikatne.
            − Zgadzam się, ale może najpierw spalmy tą magiczną księgę, żeby nie wpadła w niepowołane ręce.
            Zabraliśmy się za sprzątanie, co z naszą wampirzą prędkością nie zajęło nam dużo czasu. Wyrzuciliśmy wszystkie słoiki z ziołami, oczami i innymi dziwnymi rzeczami, a wszystkie podejrzane książki spaliliśmy.

Rozdział dwudziesty trzeci Polowanie czas zacząć.

            Nie wszystkim spodobał się plan Jaspera, ale nie było czasu na wymyślanie innych opcji. Ta wydawała się najrozsądniejsza, mimo że dobrowolnie oddawaliśmy się w ręce naszego wroga.
            Umówiliśmy się, że o 24: 00 wszyscy będą czekać na miejscu. Jackob z Sethem przeobrazili się w wilki i poszli zawiadomić Sama i jego sforę o całym planie.
            Wszyscy wyszliśmy z domu Cullenów w tym samym czasie. W środku została tylko Renesmee z moją siostrą i Adamem, którzy przyszli dotrzymać jej towarzystwa.
            Matt i ja w drodze na polanę zdążyliśmy jeszcze zapolować. Gdy doszliśmy na umówione miejsce wybiła akurat godzina 24: 00.
            Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie bez powodu została nazwana „godziną czarownic”.
            Z wnętrza ziemi zaczęła wyłaniać się ciemna postać. Ubrana była z góry na dół w czerń. Czarne: spodnie, buty, bluzka, sweter i peleryna, która jako jedyna się wyróżniała, ponieważ pod spodem była czerwona. Nasz przeciwnik miał nawet włosy czarne.
            Przyjrzałam się uważnie naszemu wrogowi i zauważyłam, że jego aura jest czarna, niczym smoła. Wiedziałam, że tym razem Internet się nie mylił. Nasz nieprzyjaciel miał złe zamiary, co do całego świata, więc jego aura miała taki, a nie inny kolor.
            Wszyscy staliśmy w okręgu za drzewami w sporych odstępach między sobą. Wtedy już wiedziałam, że mamy do czynienia z potężnym czarnoksiężnikiem. Byłam pewna, że Edward przeczyta to w moich myślach.
            Niestety zaskoczyła mnie reakcja naszego przeciwnika, ponieważ on wybuchł głośnym śmiechem, którego echo niosło się przez cały las.
            To było straszne. Jego śmiech był tak przerażający, że włosy na ciele stawały dęba. Brzmiało to trochę tak, jakby starsza osoba chora na gruźlicę kaszlała i za chwilę miała wypluć swoje płuca.
            − Myślicie, że się przede mną schowacie? Nie dacie rady się przede mną ukryć. Ja zawsze was znajdę, a wtedy już nie macie ze mną szans. – Rozległ się w lesie zachrypnięty głos mężczyzny.
            Wtedy ni stąd ni zowąd pojawił się piorun, który uderzył w drzewo, za którym stała Stella.
            Konar przewrócił się na moją przyjaciółkę, która w tej chwili była przemieniona w kota i nią miażdżył. Nie mogłam na to spokojnie patrzeć, więc nie czekałam na dalsze reakcje naszego przeciwnika, tylko postanowiłam podbiec do Stelli i jej pomóc.
            Nie wybaczyłabym sobie, gdybym straciła swoją najlepszą przyjaciółkę przez pojedynek z naszym tym czarnoksiężnikiem.
            Pioruny uderzały wokół mnie, lecz nie to się teraz dla mnie liczyło. Wiedziałam, że jeśli jeden z nich mnie trafi to zginę, jednak zdrowie mojej najlepszej przyjaciółki, która jako jedyna była przy mnie w każdej sytuacji od kilku lat, było dla mnie ważniejsze.
            Musiałam nią uratować, bo życie bez Stelli nigdy nie byłoby już takie samo. Moja przyjaciółka zawsze mnie rozumiała i mogłam na niej polegać. Byłam pewna, że ona byłaby pierwszą osobą, która powiedziałaby mi o wszystkim bez wyjątku. Stella zawsze potrafiła mi powiedzieć prawdę, nawet tą najgorszą.
            Emmett jak zwykle myślał, że sobie nie poradzę z podniesieniem obalonego pnia. Jednak mój przyjaciel ciągle zapominał, że jestem nowonarodzoną i w tym momencie jestem silniejsza od niego.
            Zanim Emmett zdążył do mnie podbiec pozbyłam się konaru i spojrzałam przepraszająco na swoją przyjaciółkę szepcząc jej cicho te słowa. Wiedziałam, że Stella to usłyszy, ponieważ będąc kotołakiem miała tak dobry słuch, jak wilkołaki.
            Czekałam aż moja przyjaciółka się podniesie, jednak widziałam, że nie da rady. Drzewo musiało połamać jej jakieś kości, przez co miała problem wstać.
            Bałam się, że nasz nieprzyjaciel teraz zabije Stellę, ponieważ była teraz łatwą dla niego zdobyczą. Nie mogłam na to mu pozwolić. Widziałam jak się do niej zbliża ze sztyletem, których chciał wyciągnąć jej serce.
            Przykucnęłam przed swoja przyjaciółką gotowa do skoku na każdego, kto chciałby teraz krzywdzić moją przyjaciółkę. Obok mnie zaczęli pojawiać się wszyscy moi przyjaciele, którzy byli razem ze mną gotowi oddać życie za Stellę.
            Seth stanął nad swoją dziewczyną w postaci wilka i długo wpatrywał się w jej oczy. Wiedziałam, że kontaktują się telepatycznie.
            Im bardziej czarnoksiężnik zbliżał się w stronę mojej przyjaciółki tym bardziej przygotowywałam się do ataku na niego. W pewnym momencie usłyszałam cichy gardłowy charkot. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja warczałam na naszego przeciwnika.
            Nasz wróg, aby nas rozdzielić znów zaczął przywoływać błyskawice. Emmett, jako pierwszy pobiegł w jego stronę z obnażonymi kłami i próbował go zaatakować, jednak on go jednym zwinnym ruchem odepchnął.
            Czarnoksiężnik znów zaśmiał się w ten swój przerażający sposób, a mnie ciarki przeszły po całym ciele.
            − Myślicie, że uda wam się pokonać Wielkiego Tristana Mrocznego? Nigdy wam się to nie uda. Jedyny sposób, aby mnie zabić to spalenie mnie żywcem, ale nie wykonacie tego, bo sami zginiecie przez ogień. – Znów rozległ się ten sam zachrypnięty głos, a zaraz za nim ten paskudny śmiech.
            Spojrzałam z nadzieją na Matta, żeby mój chłopak, coś na to poradził zatrzymując czas.
            Na szczęście mój ukochany zrozumiał przesłanie i zatrzymał czas. Jackob na chwilę zniknął za drzewami później pojawił się w samych spodniach i trzymał w ręku pochodnię z ogniem, po czym rzucił nią w stronę czarnoksiężnika.
            Ogień od razu zaczął pochłaniać jego ciało. To było przerażające, więc od razu wtuliłam się mocno w ciało swojego chłopaka i schowałam twarz w jego ramieniu.
            Matt przywrócił czas i usłyszałam przerażający krzyk „Wielkiego Tristana Mrocznego”, jak to przed chwilą nazwał się nasz nieprzyjaciel.
            Chwilę później nie zostało już z niego nic poza garścią popiołu. Na wszelki wypadek postanowiliśmy zebrać jego prochy i rozsypać po lesie w razie, gdyby potrafił pozbierać się z popiołów.
            Nawet nie zauważyłam, kiedy Seth zdążył się zmienić powrotem w człowieka. Spojrzałam w stronę Stelli, która nadal była w postaci kota i skamlała z bólu.
            Wiedziałam, że to był błąd zabierając ich wszystkich na tą wyprawę, ponieważ to było to przewidzenia, że któreś z moich przyjaciół może nie wyjść z tego cało.
            Bolało mnie to, iż nie byłam w stanie pomóc swojej najlepszej przyjaciółce w takim cierpieniu.
            − Chłopaki zaniesiecie nią do naszego domu? – Zapytał Carlisle spoglądając po kolei na: Setha, Jackoba i Emmetta.
            Bez słowa podeszli do mojej przyjaciółki i delikatnie nią podnieśli, aby nie wyrządzić jej większej krzywdy i skierowali się w ludzkim tempie w stronę domu Cullenów.

Rozdział dwudziesty drugi Plany.

            Ciężko było mi przekazać przyjaciołom wieści, że nie mogą nam pomóc w schwytaniu naszego nieprzyjaciela.
            Wiedziałam, że nasi zmiennokształtni przyjaciele będą chcieli nam pomóc, lecz nie mogłam pozwolić, aby im się coś stało.
            Miałabym wtedy wyrzuty sumienia do końca swojego wampirzego życia, czyli do końca świata, który mógł nadejść już niedługo, przez naszego tajemniczego wroga.
            Byłam pewna, że Edward słyszy moje rozważania, lecz nie odezwał się na ten temat ani słowem, ponieważ wiedział, iż o tym muszę sama wszystkich poinformować.
            Moje rozważania przerwała Stella. Widziałam po niej, że od dłuższego czasu się mnie o coś pytała, co uciekło mojej uwadze.
            − Przepraszam Stella trochę się zamyśliłam i odpłynęłam. Mówiłaś coś? – Powiedziałam ze skruchą w głosie i przepraszająco się do niej uśmiechnęłam.
            Moja przyjaciółka głęboko odetchnęła i znacząco na mnie spojrzała.
            − Odpłynęłaś to mało powiedziane. Straciłaś kontakt z rzeczywistością, na co najmniej pół godziny. Zaczęłam się martwić o Ciebie. A pytałam się, co wtedy zobaczyłaś w tej księdze w tamtym straszny domu. – Odparła spokojnym głosem Stella, co mnie zdziwiło, bo myślałam, że na mnie naskoczy przez to, że napędziłam jej takiego stracha.
            − Stella przepraszam Cię, ale ty i obie sfory wilków musicie się wycofać z polowania na naszego wroga, który chce nam uprzykrzyć życie. Zobaczyłam w tej księdze coś strasznego, co was dotyczy i nie mogę pozwolić, aby wam stała się krzywda przez tego psychopatę. – Powiedziałam patrząc prosto w oczy mojej przyjaciółki.
            Gdy skończyłam to mówić wstałam z kanapy i w ułamku sekundy znalazłam się w pokoju Matta, gdzie położyłam się na kanapie twarzą do niej i na głowę nałożyłam jedną z poduszek, aby z nikim nie rozmawiać na temat wizyty w tym przerażającym miejscu.
            Wtedy poczułam tą znajomą mi woń wampirów. Wyczuwałam też obecność Stelli, Setha, Renesmee i Jackoba.
            Poprosiłam Matta, aby przyniósł mi swojego laptopa, bo musiałam coś sprawdzić.
            Nie dawało mi to spokoju od dłuższego czasu, tylko właściwie, dlaczego to mnie tak interesowało? Przecież mogłam poczekać do końca tego koszmaru z poznaniem tej jednej odpowiedzi.
            Jednak z drugiej strony nie mogłam czekać, bo mogło nam to pomóc w rozpatrzeniu sprawy z naszym nieproszonym gościem.
            Mój chłopak bez zastanowienia podał mi laptop. Włączyłam go i czekałam, aż program się uruchomi.
            Gdy komputer był przygotowany już do pracy włączyłam Internet i wpisałam frazę aury.
            Wyskoczyło mi pełno stron dotyczących mojego problemu, lecz jeden nagłówek przykuł moją uwagę.
            „Aury są to kolory otaczające każde stworzenie na ziemi. Niektóre źródła podają, że są one zależne od naszych emocji, otoczenia, itp.”
            Postanowiłam wejść na tą stronę i przeczytać więcej na ten temat. Strona włączyła się praktycznie od razu.
            Znalazłam tam odsyłacz do strony ze znaczeniami danych kolorów aur. Było tam tego znacznie więcej, niż się spodziewałam, bo myślałam, ponieważ nie myślałam, że będzie więcej kolorów niż te, które, na co dzień widzę u swoich przyjaciół.
            „Kolor czerwony oznacza miłość, namiętność, bądź silne uczucia w danym kręgu osób. Złoty jest przyporządkowany osobom o czystym sercu, które chętnie pomagają innym. Piaskowy to kolor odpowiadający osobom radosnym, pełnym życia, które są zawsze sobą i nikogo nie udają – to mi teraz zaczęło pasować do mojej przyjaciółki, ponieważ ona zawsze była radosna i nikogo przed nikim nie udawała -, co wyróżnia ich z tłumu. Błękit jest przeznaczony osobom stałym w uczuciach, odpowiedzialnym, którym bez problemu można zaufać. Kolor srebrny odpowiada osobom wyjątkowym, a dokładniej uniwersalnym, widząc ten kolor masz pewność, że na świecie nie spotkasz nikogo podobnego do tej osoby. Czarny kolor wyróżnia osoby mające złe intencje wobec innych ludzi…”
            Te kolory wiele by mówiły o moich przyjaciołach, jednak nie zawsze bym się z nimi zgodziła, ponieważ aura Stelli też powinna być błękitna, bo wiedziałam, że mogę jej ufać, jak większości moich przyjaciół. Tak samo kolor srebrny powinni mieć wszyscy moi przyjaciele, a w szczególności moja przyjaciółka, która jako jedyna jest kotołakiem. Piaskowy też powinien się częściej pojawiać, zwłaszcza w towarzystwie Jackoba i Emmetta, którzy zawsze byli weseli i mieli nastrój do żartów.
            Jednak na tej stronie, ani na żadnej innej nie było napisane nic o kolorze szarym i białym, które oznaczały wampiry i postacie zmiennokształtne.
            Nie mogłam dłużej czekać z nowinami, więc odłożyłam laptop na biurko i w mgnieniu oka znalazłam się w salonie, gdzie wszyscy siedzieli.
            Edward już wiedział, co zamierzam powiedzieć, jednak nie dał tego po sobie poznać.
            − Trish, co się stało, że jesteś w tak dobrym humorze? – Zapytał Carlisle.
            Zrobiłam kilka głębokich oddechów i moi przyjaciele, którzy byli ze mną w pokoju Matta w tym samym czasie do nas dołączyli.
            − Znalazłam odpowiedź na nurtujące mnie pytania o kolory aur. Teraz już dokładnie wiemy, którzy nasi przyjaciele są narażeni na atak ze strony tej tajemniczej istoty. – Powiedziałam na jednym tchu.
            − Trish a możesz nam przypomnieć składniki, jakie potrzebuje nasz wróg? – Zapytał Carlisle łagodnym tonem.
            − Krew nowonarodzonego wampira, czyste i martwe serce dorosłego wampira, niewinne serce istoty zmiennokształtnej wraz z płynącą krwią w jego żyłach. Czyli ściślej rzecz ujmując zagrożeni są: Stella, obie sfory, Alice, Bella, Carlisle, Matt i ja. Niestety teraz nie wiem, co mamy zrobić, aby plan naszego przeciwnika nie wszedł w życie.
            Jasper zaczął nerwowo spacerować po pokoju. Wiedziałam, że od dłuższego czasu obmyśla plan zaatakowania naszego wroga.
            − To może się udać. – Powiedział w pewnym momencie Edward patrząc w stronę Jaspera.
            Wszyscy czekaliśmy z wytchnieniem na wieści. Nikt nie miał pojęcia, w jaki sposób możemy walczyć, z przeciwnikiem, którego nie znamy i nic o nim nie wiemy.
            Jasper stanął przy oknie, skąd miał doskonały widok na wszystkich zebranych w tym miejscu.
            Nie było z nami jedynie Angeli i Adama, którzy poszli już do domu moich rodziców, aby podnieść ich trochę na duchu. Wiedziałam, że nie są zadowoleni, z powodu rozłąki ze mną, ale tak było dla nich bezpieczniej. Teraz moja siostra i jej chłopak musieli zadbać o to, żeby moi rodzice nie zaczęli nic podejrzewać.
            − Plan wygląda następująco. Musimy sprowokować naszego przeciwnika do wyjścia z ukrycia. Dziś w nocy, gdy Trish i Matt pójdą na polowanie wybierzemy się tam wszyscy razem. Jednak się rozdzielimy i spotkamy się na tej dziwnej polanie odkrytej przez nich. Gdy nasz tajemniczy gość się pojawi zaatakujemy go. Gdyby coś poszło nie tak, bo czegoś byśmy nie przewidzieli Matt zatrzyma czas i wtedy na pewno poradzimy sobie z tą istotą. – Powiedział Jasper nieco niezdecydowany do swojego planu.
            Jednak wszyscy wiedzieliśmy, że kończy nam się czas i nie zdążymy wymyśleć nic innego. Dlatego wszyscy mieliśmy nadzieję, że uda nam się wyjść z tego cało i nikt nie ucierpi w tym starciu.

Rozdział dwudziesty pierwszy To nie może się wydarzyć.

            Siedząc w domu mojego chłopaka starałam się nie myśleć o tym, co zastałam w tej przerażającej księdze.
            To było odrażające. Do zniszczenia całego istnienia na naszej planecie nasz wróg potrzebował krwi nowonarodzonego wampira, czystego i martwego serca dorosłego wampira, niewinnego serca wilkołaka lub zmiennokształtnego oraz krwi płynącej w jego żyłach.
            Zastanawiałam się cały dzień i nic nie mogłam wymyśleć na nurtujące mnie pytanie. Jaki cel nasz przeciwnik będzie miał w niszczeniu życia na Ziemi?
            Nie mogłam się otrząsnąć z tego wszystkiego. Wiedziałam, że w okolicy jestem jedynym nowonarodzonym wampirem, ponieważ oczy mojej siostry były już koloru oczu moich przyjaciół, a w jej żyłach krew już nie działała, tak jak u mojego chłopaka, czy jego rodziny.
            − Trish serio to przeczytałaś w tej księdze? Dlatego tak zareagowałaś? – Zapytał Edward.
            W domu byliśmy praktycznie sami. Ze mną zostali tylko Edward, Bella, Carlisle, Esme i Matt. Nie myślałam, że Edward może wyłapać te moje krótkie wspomnienie z tamtego domku.
            − Na serio. Nie chcę, żeby komukolwiek stało się coś przez tą dziwną postać.
            Przez cały czas do powrotu moich przyjaciół ze szkoły staraliśmy się ustalić plan powstrzymania naszego przeciwnika. Wszyscy byliśmy zdania, że jego plan nie może zostać wcielony w życie, bo to byłby koniec świata nie tylko dla ludzi, ale wszystkiego.
            To nie mogło się wydarzyć. Bo żadna żyjąca istota nie miała prawa powodować końca świata.
            Ustaliliśmy, że gdy tylko wszyscy wrócą ze szkoły Edward porozmawia z Jackobem, aby porozmawiał z Samem, żeby wilki się nie wychylały.
            Ta walka była przeznaczona tylko i wyłącznie dla wampirów, a ja musiałam porozmawiać ze Stellą, aby na razie trzymała się z dala od kłopotów i naszego intruza, ponieważ przez to, że była zmiennokształtną była narażona na śmierć z jego rąk.
            Bałam się o życie swoich przyjaciół i rodziny. Nie miałam pojęcia, co mam robić, aby uspokoić swoje myśli.
            Wtedy Matt wpadł na wspaniały pomysł, aby przebiec się po lesie i może na coś zapolować.
            Zgodziłam się bez wahania. Miałam nadzieję, że porcja świeżej krwi pomoże zapomnieć mi o ostatnich wydarzeniach i znów zacznę normalnie myśleć.
            Matthew złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę wyjścia na ogród. Pobiegliśmy z nadludzką prędkością w stronę lasu, jednak staraliśmy się omijać, jak najdalej tą dziwną polanę.
            Udaliśmy się tym razem na zachód. Nagle zaczął padać śnieg. Było to piękne zjawisko, ponieważ nigdy dotąd nie widziałam niczego podobnego.
            Każdy płatek śniegu tańczył opadając w dół, a ja wcześniej tego nie dostrzegałam.
            Chwilę później znaleźliśmy się na białej polanie. Zamknęłam oczy i zaczęłam nasłuchiwać odgłosów otaczających mnie.
            Nagle usłyszałam przyspieszone bicie serca. Jednak zapach krwi był silniejszy, niż podczas mojego pierwszego polowania. A w swoim gardle poczułam przeszywający ból. Pragnienie moje z każdą chwilą coraz bardziej się wzmagało. Od razu skierowałam się w tamtą stronę, jednak Matt stanął mi na drodze i spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
            Nie miałam pojęcia, dlaczego mój ukochany tak na mnie patrzy. Przecież przyszliśmy na polowanie.
            Jednak im bliżej podchodziłam tym mój chłopak coraz bardziej stawał się zestresowany, a jego wzrok groźniejszy.
            W pewnym momencie Matt nie wytrzymał i złapał mnie za ramiona. Niestety ja na niego nie reagowałam, ponieważ byłam, jak w transie i szłam dalej w kierunku tego cudownego zapachu.
            Wtedy mój ukochany mną potrząsnął i odzyskałam świadomość nad swoim umysłem.
            − Zapanuj nad pragnieniem. Nie możesz tam pójść. Uwierz mówię Ci to tylko dla twojego dobra. Kochanie proszę spójrz na mnie. – Dobiegł mnie zaniepokojony głos Matta, jednak jego wzrok nadal był surowy.
            Niechętnie spojrzałam na swojego ukochanego, a w jego oczach dostrzegłam iskierki nadziei. Z jego wyrazu twarzy szło wyczytać, że się martwił i był zaniepokojony.
            − Kochanie, co się ze mną dzieje? – Zapytałam wystraszona.
            Matt czule się do mnie uśmiechnął, jednak nadal mnie nie puszczał.
            − Gdzieś w pobliżu musi być człowiek, a ty jeszcze nie umiesz sobie radzić z pragnieniem. Dopiero od wczoraj jesteś jedna z nas i masz trudności z kontrolowaniem siebie. Więc proszę nie utrudniaj mi zadania i chodź ze mną.
            Wiedziałam, że nie mogę dłużej zostać w tym miejscu, więc zgodziłam się na propozycję Matta, złapałam go za rękę i pobiegliśmy w przeciwnym kierunku.
            Postanowiliśmy, że teraz wrócimy do domu Cullenów, a na polowanie wybierzemy się w nocy, bo wtedy nie powinno być tam już ludzi.
            Zbliżając się do domu mojego chłopaka usłyszałam dźwięk fortepianu. Wtedy już wiedziałam, że tylko Edward gra na tym instrumencie.
            Gdy weszliśmy do domu wszyscy już tam byli i na nas czekali. Carlisle od razu zauważył, że coś musiało się stać.
            − Nie byliście na polowaniu? – Zapytał, gdy razem z Mattem usiedliśmy na kanapie.
            − Byliśmy, ale wróciliśmy, bo człowiek pojawił się na naszej drodze i miałem problem z powstrzymaniem jej przed pobiegnięciem w tamtą stronę.
            Mój ukochany mówił o tym wszystkim z przejęciem. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo musiał się bać w tym lesie, że nie zdoła mnie powstrzymać.
            Przytuliłam się mocno do Matta, a on złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Jego wargi idealnie wpasowały się w moje. Mogłam w ten sposób spędzić całą wieczność, bo naprawdę go kochałam i nigdy nie było mi mało jego pocałunków.
            − To może trochę jeszcze potrwać zanim nauczy się w pełni nad sobą panować. – Powiedział Carlisle spoglądając to na mnie to na Matta.
            Wszyscy byliśmy zgodni, co do jednego plan naszego przeciwnika, nie mógł zostać wcielony w życie.

Rozdział dwudziesty Wampiry i wilkołaki nie są jedyną tajemnicą naszego miasta.

            Im dłużej myślałam o tym, co widziałam i czułam w tamtym miejscu, tym bardziej uświęcało mnie przekonanie, że na tej polanie coś się dzieje, jednak nie miałam pojęcia, co to takiego może być.
            Od powrotu z polowania nie miałam nastroju na żadne rozmowy. Moi przyjaciele nie raz próbowali mnie wciągnąć w jakieś pogaduszki, jednak ja ciągle milczałam.
            Cieszyłam się, że jest przy mnie Matt. Ciągle byłam wtulona w jego ramiona. Wtedy przynajmniej na chwilę mogłam zapomnieć o dręczących mnie myślach.
            Wieczorem, gdy moja siostra z Adamem poszli do domu moich rodziców, a Stella, Bella, Renesmee, Seth, Jackob i Edward poszli o swoich domów mocno wtuliłam się w ciało swojego chłopaka.
            Odkąd się przebudziłam, jako wampir jedna rzecz nie dawała mi spokoju jeszcze zanim Matt zaprowadził mnie na tą magiczną polanę.
            Wcześniej nie miałam okazji zapytać o to swojego ukochanego. Jednak teraz, gdy byliśmy z Alice, Jasperem, Esme, Rosalie, Carlislem i Emmettem mogłam w końcu zapytać o to, co nie dawało mi najbardziej spokoju.
            − Wszystkie wampiry widzą aurę innych? – Spytałam wtulając się w ciało Matta.
            Wszyscy zaczęli się we mnie wpatrywać z niedowierzaniem. Po ich reakcji wiedziałam, że nie mieli z tym nigdy wcześniej do czynienia.
            − Trish, czy tylko widzisz aury? – Zapytał Carlisle, który w mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie i moim chłopaku.
            Nie wiedziałam, w jaki sposób mam powiedzieć o tym, co czułam podczas pobytu na polanie razem z Mattem.
            − Gdy byłam z Mattem na polowaniu zabrał mnie na jedną polanę, gdzie mimo zimy dookoła tam było pełno kwiatów i zieleni. Nie wiem, czy te miejsce od dawna tak wyglądało, czy od teraz, ale wiem, że tam dzieje się coś dziwnego. Czułam jakąś dziwną siłę, której nie znam. Cały dzień spędziłam w towarzystwie waszym, wilkołaków i Stelli, jednak to w żaden sposób nie przypomina tego, co czułam w tamtym miejscu.
            − To jest naprawdę dziwne, bo nigdzie wokół nie ma takiego miejsca, które mogłoby pasować tym opisom. – Odparł Carlisle po chwili namysłu.
            − Carlisle to jednak prawda. Sam widziałem to miejsce na własne oczy. Jednak nic tam nie czułem. Czy to możliwe, abyśmy odkryli jej dar? – Zapytał zdezorientowany Matt.
            − Na to wygląda, ale musimy sprawdzić tę polanę. Gdy przyjdzie Edward z Bellą wybierzemy się wszyscy w tamto miejsce i zobaczymy, o co tam chodzi.
            Całą noc siedziałam wtulona w ciało swojego ukochanego i nie potrafiłam pozbierać swoich myśli.
            Ciągle myślałam o tym dziwnym zjawisku na polanie i o tym uczuciu, gdy się na niej znalazłam.
            Byłam szczęśliwa, że Matt jest przy mnie w tym irracjonalnym czasie. Nigdy w życiu bym się nie spodziewała, że moje życie może się tak bardzo zmienić z powodu miłości.
            Dzięki mojej miłości do Matta ze wzajemnością dowiedziałam się rzeczy, których żaden zwykły człowiek nie wie lub uznaje je za legendy, mity, czy bajki.
            − Kochanie wszystko w porządku? – Zapytał mój ukochany w pewnym momencie.
            Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że Matt coś do mnie mówił. Byłam tak zamyślona, że nie zwracałam uwagi na to, co działo się wokół mnie.
            − Mówiłeś coś Matt? Przepraszam Cię, ale nie mogę przestać myśleć o tym, co działo się na polanie podczas polowania. – Powiedziałam czule patrząc w oczy swojego chłopaka.
            − Zadałem ci jedno pytanie i bardzo chciałbym na nie usłyszeć twoją odpowiedź.
            − Słucham Ciebie, o co chcesz zapytać?
            Oczy mojego chłopaka nagle zalśniły blaskiem gwiazd. Matt czule się do mnie uśmiechnął a w jego policzkach szło dostrzec dwa słodkie dołeczki.
            − Kochanie skoro widzisz aury, czy mogłabyś mi opisać moją? Jestem ciekaw, jak to wygląda. – Odparł mój ukochany z taką czułością i namiętnością w oczach, że nie było sposobu, aby móc mu się oprzeć.
            Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego stronę skupiając całą swoją uwagę na kolorach otaczających mojego ukochanego.
            − Wokół Ciebie widzę szarą otoczkę, z czerwonymi kropkami, a jej obramowanie jest złote. Nie wiem na razie, co oznaczają niektóre kolory, ale spędzając cały dzień w takim towarzystwie wiem już, że kolor szary jest przeznaczony dla wampirów, czerwone kropki pojawiają się, gdy dana osoba jest w towarzystwie swojego ukochanego lub ukochanej. Niestety nie wiem, co oznacza złoty kolor, ale odkąd się przebudziłam widziałam wokół Ciebie ten złoty kolor.
            Matt już nie skomentował tego, co mu powiedziałam tylko zaczął mnie czule całować. Jego usta nagle stały się miękkie niczym rozsypane płatki róż.
            Noc minęła mi naprawdę szybko. Carlisle chwilę po moich relacjach na temat tej dziwnej polany zadzwonił do Edwarda i Adama, aby jutro nie szli do szkoły tylko przyszli do nas. Natomiast ja zadzwoniłam do Stelli i powiedziałam swojej przyjaciółce, aby razem z Sethem odwiedziłam nas zanim pojadą do szkoły.
            Stella była zdziwiona, że w ogóle się do niej odezwałam, bo odkąd wróciłam z polowania z nikim przecież nie zamieniłam słowa. Jednak zgodziła się do nas przyjechać pod warunkiem, że Seth zgodzi się z nią przybyć.
            Rano wszyscy przybyli do domu mojego chłopaka, gdzie Carlisle rozpoczął naradę dotyczącą odkrycia dokonanego przeze mnie i mojego chłopaka.
            − Mam tylko jedno pytanie. Jak walczyć z wrogiem, z którym nie mieliśmy do czynienia i nie wiemy, jak go pokonać? – Zapytała w pewnym momencie Stella.
            − Stella dobrze sformułowane pytanie. – Odparł Carlisle. – Najpierw musimy poznać słabe strony naszego rywala i w tym nam pomożecie. Wiemy, że tam działa jakaś siła zewnętrzna, ponieważ poznaliśmy już dar naszej nowej wampirzycy. Trish widzi aury innych ludzi oraz potrafi wyczuć zjawiska paranormalne.
            Gdy spojrzałam w stronę Stelli znów widziałam kolory nią otaczające. Miała białą aurę z piaskowymi prążkami i złotym obramowaniem a do tego były na niej czerwone punkty. Patrząc w stronę Setha widziałam całą białą aurę ze złotym obramowaniem i czerwonymi kropkami. Jackoba aura wyglądała identycznie, jak Setha. Niestety nadal nie wiedziałam, co oznacza ten kolor.
            Jednak najbardziej zadziwiła mnie aura Renesmee. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Była ona otoczona błękitem w kolorze czystego nieba z czerwonymi kropkami na całej aurze, co oznaczało silne związanie emocjonalne z zebranymi w tym miejscu. Jednak najbardziej zadziwiło mnie srebrne obramowanie tej aury.
            Nie miałam pojęcia, co oznaczają te kolory, poza szarym, białym i czerwonym. Szary kolor odpowiadał wampirom. Biały wyróżniał zmiennokształtnych, a czerwone kropki miłość i inne silne pozytywne uczucia.
            Jednak inne kolory stanowiły dla mnie zagadkę. Chciałam znać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: Co oznaczają te wszystkie kolory? Niestety odpowiedź nie chciała do mnie przyjść,
            Złoty kolor pojawiał się bardzo często w aurach moich przyjaciół. Najdziwniejsze było to, że tylko kilkoro z nich miało złote obramowanie. Lecz najbardziej mnie zastanawiały kolory aury Renesmee. Co one mogły oznaczać?
            Nie miałam pojęcia i wolałam teraz nie marnować czasu na rozmyślania o tym wszystkim.
            Mieliśmy większe zmartwienie na głowie, niż mój dar widzenia aur. Mimo wszystko starałam się przypomnieć sobie uczucie, które czułam na tamtej polanie. Nie pasowało ono do żadnego z odczuć, które czuje w towarzystwie swoich przyjaciół.
            Nagle Carlisle ogłosił, że pora pójść sprawdzić, co dzieje się na tej polanie. Wszyscy bez wyjątku zgodzili się tam pójść.
            Stella, Seth i Jackob przeobrazili się w swoje zwierzęce postacie i ruszyliśmy z nadludzką prędkością w stronę tajemniczej plany. Matt i ja biegliśmy przodem, aby wszystkim wskazać drogę.
            Po niecałych pięciu minutach byliśmy na miejscu. Przez całą noc nic nie zmieniło się w tym miejscu. Im byliśmy bliżej polany tym więcej było zieleni w całym lesie.
            Gdy dotarliśmy na polanę znów poczułam to samo. Zimny dreszcz przeszedł moje ciało, a woń, którą w tym momencie czułam przypominała zapach soku z owoców tropikalnych.
            − Ktoś czuje ten zapach? – Zapytałam wszystkich zebranych w tym dziwnym miejscu.
            − Jaki zapach? – Zapytali wszyscy chórem, prócz osób zmienionych w wilki, bądź w przypadku Stelli w kota.
            − Zapach soku z owoców tropikalnych. – Powiedziałam nieco zirytowana całą sytuacją.
            Niestety nikt nie czuł tego zapachu. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, abym zaprowadziła ich do jego źródła.
            Skierowaliśmy się na północ skąd czułam tą dziwną woń. Im byliśmy bliżej celu tym zapach stawał się silniejszy, a dreszcze przeszywające moje ciało coraz mocniejsze.
            W końcu doszliśmy do małej drewnianej chatki otoczonej palmami tropikalnymi. Było to bardzo dziwne, ponieważ w Forks nie było odpowiedniego klimatu, aby one mogły się tam utrzymać.
            Zapukaliśmy do drzwi, jednak nikogo nie było w środku, a drzwi zostały otwarte. Było to naprawdę dziwne. Kto o zdrowych zmysłach zostawia dom otwarty i wychodzi?
            Gdy weszliśmy do środka wszędzie paliły się zapachowe świeczki. Na półkach stały słoiki z gałkami ocznymi, sercami, żabami i innymi dziwnymi rzeczami.
            Na stole leżała księga zaklęć. A na niej było zaznaczone zaklęcie. Podeszłam do otwartej księgi.
            Nagle stanęłam, jak wryta. Zaznaczone było zaklęcie zniszczenia istnienia na świecie.
            Czytając składniki do wykonania tego zaklęcia zaczęłam się cała trząść ze strachu.
            Moi przyjaciele pomogli mi wyjść z chatki.
            Nie mam pojęcia, w jaki sposób trafiłam do domu Cullenów, ale świadomość odzyskałam dopiero tam.