Matt siedział przy mnie cały czas. W pewnym momencie ból w klatce piersiowej stał się nie do wytrzymania.
Czułam jak moje serce coraz wolniej bije i musiałam walczyć o każdy oddech. Nagle odpłynęłam w beznamiętną ciemność.
Nie było wokół nic poza ciemnością i bólem. Nie docierały do mnie żadne głosy z zewnątrz.
Wszystko było tylko głuchą bezosobową nicością, w której znalazłam się tylko ja i ból.
Trwałam w zawieszeniu między dwoma światami. Z jednaj strony była śmierć, która tylko czekała na mój ostatni oddech, a z drugiej życie. Oddałabym wszystko, aby jeszcze choć raz przez krótką chwilę zobaczyć Matta, Angelę, Stellę i wszystkich swoich przyjaciół.
Chciałam ich przeprosić za każde zło, które wyrządziłam im w swoim życiu. Chciałam, aby mi wybaczyli wszystkie krzywdy i każdy smutek, jaki mieli kiedykolwiek spowodowany przeze mnie. Jednak wiedziałam, że to nie możliwe.
Byłam tego pewna, że to tylko kwestia czasu, aż umrę. Moje serce biło coraz słabiej, jeśli już nie przestało bić, a to tylko mój mózg jeszcze pracował.
A kto wie, czy przypadkiem już nie byłam martwa? Przecież nikt nie wie, jak wygląda śmierć, ani co jest po niej, bo nikt ze zmarłych stamtąd nie wrócił.
Wszystko mnie bolało a ból stał się nie do zniesienia, lecz w pewnym momencie wszystko minęło. Cały ból odszedł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Otworzyłam oczy. Znów znalazłam się w domu Cullenów. Wokół mnie byli wszyscy przyjaciele łącznie ze Stellą i Sethem.
Cieszyłam się na ich widok, jednak do mojego nosa doszedł zapach zmokłego psa. Nie miałam pojęcia, że mój chłopak ma jakieś zwierzę.
Nagle do pokoju wszedł Emmett ze swoim cynicznym uśmiechem na twarzy.
− Nasza nowonarodzona już wstała? – Zapytał z ironią w głosie, co było w jego stylu.
A więc jednak Mattowi nie udało się mnie uratować w taki sposób, jaki by chciał.
Bałam się spojrzeć w stronę swojego chłopaka, ponieważ wiedziałam, że on na pewno będzie zawiedziony swoją nieudaną próbą ratowania mojego życia.
Ścisnęłam mocno dłoń mojego chłopaka, który od razu doskoczył do mojego łóżka. Jego oczy były całe czarne niczym węgiel.
Wiedziałam, że dawno musiał być na polowaniu i widziałam po nim, ile wycierpiał z powodu mojej przemiany. Mimo wszystko mój chłopak czule się do mnie uśmiechnął i namiętnie mnie pocałował.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że mój chłopak nie pokazywał mi całej swojej miłości do mnie przez to, że nie należałam do jego świata, co teraz się zmieniło.
− Głodna? – Zapytał mój ukochany składając soczysty pocałunek na moich ustach.
Nagle do mnie dotarło, że jego ciało nie jest już tak chłodne, jak do tej pory, lecz ma normalną temperaturę.
− Tak i to bardzo głodna. – Odparłam siadając na łóżku, lecz coś mnie powstrzymywało.
Dopiero po chwili zauważyłam, że nadal jestem podłączona do całego sprzętu medycznego.
− Czy mógłby ktoś w końcu to ode mnie odpiąć? – Zapytałam zdezorientowana.
Nagle do pokoju wszedł Carlisle i zaczął ode mnie odłączać urządzenia przytrzymujące mnie przy życiu. Gdy spojrzałam na wyświetlacz ukazujący akcję mojego serca zrozumiałam, że naprawdę stałam się wampirem, ponieważ moje serce przestało pracować.
Gdy stanęłam przy łóżku lekko się zachwiałam, lecz od razu moja równowaga wróciła do normy. Nagle zauważyłam, że jestem przebrana, jednak nie miałam pojęcia, jakim cudem skoro przecież byłam nieprzytomna.
Miałam na sobie czerwoną obcisłą sukienkę do połowy uda oraz czarne bolerko na długi rękaw a do tego czarne szpilki.
Wtedy do pokoju weszła Alice z Jasperem i wniosła za sobą wielkie zabytkowe lustro z dębową ramą.
− Alice, po co Ci te lustro? – Zapytałam nieco sfrustrowana całą zaszłą sytuacją.
− Nie wypuszczę was z domu, jeśli nie przejrzysz się i nie zobaczysz owoców mojej pracy. – Powiedziała z zaciętym wyrazem twarzy moja przyjaciółka.
Wiedziałam, że Alice nie da za wygraną, więc postanowiłam nie dyskutować z nią i zobaczyć to, co dla mnie przygotowała.
Jednak nie poznawałam postaci w lustrze. To prawda trochę mnie przypominała, lecz ja miałam brązowe oczy, a nie intensywnie szkarłatne i nigdy nie byłam tak blada, jak mój sobowtór w lustrze.
− Czemu mam czerwone oczy, a nie takie jak wy? – Zapytałam się Alice, która w tym momencie stała najbliżej mnie.
− Trish do tej pory byłaś człowiekiem i zanim twoja krew w pełni się strawi to trochę potrwa, ale z każdym kolejnym polowaniem na zwierzęta twoje oczy zaczną przypominać nasze.
Wtedy podeszłam do Stelli i przytuliłam się do swojej przyjaciółki, która od razu odwzajemniła uścisk, jednak nie potrafiłam jeszcze kontrolować swojej siły i ciut za mocno nią ścisnęłam, przez co prawie połamałam jej kości.
− Przepraszam. Przepraszam Cię za wszystko. Wiem, że może nie wasze byłam najlepszą przyjaciółką, ale bez Ciebie moje życie na pewno nie byłoby już takie same. – Powiedziałam Stelli, po czym odwróciłam się w stronę okna, gdzie stał o ścianę oparty Matt.
− Porozmawiamy później, a teraz idźcie w końcu zapolować. – Odparła moja przyjaciółka.
Podchodząc do Matta zauważyłam, że wśród zebranych nie ma mojej siostry Angeli, co mnie bardzo zawiodło, ponieważ myślałam, że ona będzie wtedy wśród naszych przyjaciół.
− Angela jest u twoich rodziców, gdzie spędzi najbliższy czas. W prawdzie będzie chodziła do szkoły i na polowania wieczorami, ale teraz będzie znów normalnie mieszkać w domu waszych rodziców, a ty zostaniesz pod nasza opieką. – Powiedział Edward, który czytał w moich myślach.
Złapałam swojego chłopaka za rękę i ruszyliśmy w stronę schodów i zeszliśmy na dół, po czym wyszliśmy przez szklane drzwi prowadzące do ogrodu.
Ruszyliśmy biegiem w stronę lasu przeskakując przez strumyk płynący w pobliżu domu mojego chłopaka.
To było niesamowite przeżycie. Biegłam z szybkością, której żadna maszyna na świecie nie jest równa. Mimo tej prędkości widziałam wszystko ostro i wyraźnie, a zapachy były niesamowite. Nigdy w życiu nie czułam tak intensywnej woni kwiatów.
Świat wokół mnie był niewiarygodny. Nigdy bym nie pomyślała, że przy takiej prędkości mogę wszystko tak świetnie widzieć.
Do tej pory miałam lekką wadę wzroku, przez co do czytania musiałam nosić okulary, a teraz wszystko wiedziałam idealnie. Nie da się opisać moich uczuć po przemianie. W żadnym słowniku na świecie nie ma słowa, które mogłoby to opisać.
Matt nie opuszczał mnie na krok i ciągle trzymaliśmy się za rękę. W pewnym momencie wyszliśmy na piękną polanę porośniętą różnorodnymi kwiatami. Razem z Mattem staliśmy na wzgórzu, przez co mieliśmy idealny widok na zwierzęta tam żyjące.
Wtuliłam się mocno w ciało swojego chłopaka zaczęłam go czule całować, na to mój ukochany odsunął się ode mnie.
Myślałam, że Matthew jest na mnie zły o to, iż stałam się jedną z nich, jednak on czule spojrzał mi w oczy.
− Przyszliśmy tutaj z innego powodu. Tym zajmiemy się później, ale teraz musisz zapolować. – Powiedział Matt czule patrząc mi w oczy. – Zamknij oczy i wsłuchaj się w odgłosy przyrody, a gdy wyczujesz swoją ofiarę przejdź do ataku.
Zrobiłam tak, jak poradził mi mój ukochany. Zamknęłam oczy i wsłytuliuchałam się w odgłosy natury. Usłyszałam stukot kopyt i trzask łamanej gałęzi. Chwilę później usłyszałam bicie serca, jakiegoś ssaka i poczułam słodki metaliczny zapach.
Gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam sarnę, która miała nogę w pułapce zostawionej w lesie przez myśliwych.
W pierwszej chwili chciałam do niej podejść i jej pomóc, ale później obudził się we mnie instynkt drapieżcy i rzuciłam się na biedne zwierzę.
Nie pamiętam, w jaki sposób ukąsiłam swoją ofiarę, lecz pamiętam jak pierwszy raz poczułam krew w swoich ustach. To było niecodzienne zjawisko. Na moim języku pojawiła się gęsta ciecz o metalicznym smaku.
Gdy zaspokoiłam swoje pragnienie wróciłam do swojego ukochanego. Ku mojemu zdziwieniu sukienka była w nienaruszonym stanie, choć miałam wrażenie, że krew zwierzęcia spływa po całym moim ciele.
Matt czule objął mnie ramieniem i z kącików moich ust starł resztki krwi sarny, którą przed chwilą zabiłam.
Miałam poczucie winy, że zabiłam biedne zwierzę, lecz wiedziałam, że tak jest łatwiej niż miałabym zabijać bezbronnych ludzi. Wtedy przypomniałam sobie, że będąc człowiekiem i mieszkając jeszcze w Polsce też nie raz jadłam dziczyznę, ponieważ mój tata przyjaźnił się z nadleśniczym z jednego lasu.
Chwilę później podziwiałam, jak mój ukochany z precyzją i wprawą zabija swoją ofiarę, którą bez żadnych większych problemów pozbawił życia.
Gdy Matt wrócił od razu mocno się do niego przytuliłam i czule pocałowałam, a mój ukochany od razu zaczął odwzajemniać ten pocałunek.
− Matt a tak w ogóle to ile czasu byłam nieprzytomna podczas przemiany? – Spytałam wtulając się mocniej w ciało mojego chłopaka.
− Tydzień czasu. Już się bałem, że naprawdę zmarłaś, ale Carlisle mówił, że przemiana trwa, więc czekaliśmy. Naprawdę bałem się o Ciebie. To wszystko moja wina. Powinienem wcześniej był zatrzymać czas. Przepraszam Cię skarbie. – Powiedział Matt mocno przytulając mnie do siebie.
− A wasi goście już odjechali?
− Tak. Następnego dnia po całym zajściu z Volturii. Na początku wszyscy chcieli, aby Carlisle stał na straży porządku w świecie wampirów, jednak on doszedł do wniosku, że lepiej władzę oddać Rumunom, czyli prawowitym ich posiadaczy.
Gdy wróciliśmy do domu mojego chłopaka wszyscy już tam na nas czekali, nawet moja siostra z Adamem.
Jednak była jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju odkąd wyszłam z Mattem z polany. Jakim cudem im bardziej zbliżaliśmy się do polany tym więcej było roślinności, a reszta miasta była pokryta pokrywą śnieżną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz